Rekomendacje
Skrawki spotkań
We wtorek 25 listopada, o godz. 18:30 — spotkanie z Radosławem Sikorskim w Klubie Pod Jaszczurami.
„Pod rządami Mazowieckiego elita rządząca nadal cieszyła się przywilejami znanymi z czasów komunistycznych. (…) Sam Mazowiecki nie jest skorumpowany, ale odziedziczył stare zasady, które lider bardziej wrażliwy na nastroje społeczne zniósłby w ciągu pierwszych kilku tygodni sprawowania urzędu. Chociaż narzekał, że prasa jest surowa dla jego rządu, nie udało mu się zreformować państwowego monopolisty radiowego i telewizyjnego — komunistycznego dinozaura zatrudniającego dwanaście tysięcy osób i pochłaniającego morze gotówki.
Jest jeszcze drugi kandydat. Nieokrzesany, nieprzewidywalny, nieodpowiedzialny, o zapędach dyktatorskich, próżny, mający skłonność do manipulacji — w każdym z zarzutów przeciwko Wałęsie jest wiele prawdy. Po angielsku brzmi rozsądnie, o ile korzystający z siły własnej inteligencji tłumacz zdecyduje, co jego zdaniem Wałęsa ma na myśli. Polaka jednak jego strumienie niedokończonych zdań, pomieszanych metafor i niespójnej paplaniny mogą wprawiać w zdumienie. Nigdy nie daje sobie czasu na zastanowienie przed udzieleniem odpowiedzi na pytanie.
Dla mnie decydujące znaczenie mają nie programy i obietnice, ale energia i instynkt. Wbrew temu, co twierdzą zwolennicy Mazowieckiego, Polska nie potrzebuje stabilnego zarządzania i ostrożnego gospodarowania. Potrzebuje radykalnej zmiany. Jeśli Polska ma się podnieść, tysiące państwowych firm trzeba sprywatyzować w ciągu kilku miesięcy, a nie dziesięcioleci. Przewidywania na najbliższą przyszłość są tak złe, że trudno o gorsze. W następnym roku kryzys gospodarczy dotrze do Polski”.
Leży przede mną najnowsza książka Radka Sikorskiego — kolejna z jego „składanek” z tekstów publikowanych wcześniej. I to nie zarzut. Przeciwnie: zaleta. Precyzyjne sformułowania komentatora i polityka, w połączeniu z ostrym, wyczulonym spojrzeniem, dają ogromnie dużo. Nawet jeśli z autorem się nie zgadzamy, trudno odmówić mu inteligencji, celności obserwacji i dokumentacyjnej wartości tych tomów.
Mam też własne spotkania z ministrem Sikorskim.

1990. „Tygodnik Powszechny”.
Dzwoni telefon w kantynie „Dzikich”. Podnoszę słuchawkę.
— Mówi Radek Sikorski… — słyszę.
— O, jakże się cieszę! — odpowiadam szczerze, bo RS od kilku lat jest na naszej, antypeerelowskiej short liście bohaterów. Właśnie trafiły do mnie fragmenty jego książki o Afganistanie i wojnie z Sowietami. Opracowuję je redakcyjnie — świetny materiał, świetna rozmowa. Próbuję później przekonać Szefa do bliższej współpracy, ale szybko łapię, że „Prochy świętych” to jedno, a sam autor — coś innego.
Sytuacja jest jasna: Polska wchodzi w pierwszą po ’89 roku wojnę domową. My — demokraci, oni — populiści i zamordyści. Michnik kontra Kaczyński. Mazowiecki kontra Wałęsa. A jak wojna, to jeńców się nie bierze. Staję więc po naszej stronie, choć już wtedy męczy mnie pytanie, czy nasz kandydat to rzeczywiście najlepszy wybór. Bo że Wałęsa będzie nieszczęściem — wiadomo.
Więc RS ma rację… i jej nie ma.
Chwilę później „Prochy świętych” ukazują się jako książka. Sikorski — korespondent wojenny — przeżył 102 dni w Afganistanie, wędrując z mudżahedinami przez kraj ogarnięty wojną. Jego relacje są surowe, bezpośrednie, pełne adrenaliny i wrażliwości na ludzkie dramaty. To również refleksja nad imperializmem i nad tym, jak wielkie mocarstwa traktują Afganistan jak pole bitwy.
1992.
RS zostaje wiceministrem w rządzie Olszewskiego. „Nasi” strzelają do niego bez umiaru i niezbyt elegancko. Mnie zarzut „strzelania do Sowietów” — ten jego zawoalowany sygnał, że w Heracie walczył nie tylko piórem — nie przeszkadza. Neutralność dziennikarska w sytuacji wojny? Byli tacy, którym generalskie nominacje nadawano w Moskwie. Ale — prawdę mówiąc — bycie kolegą Macierewicza nigdy nie mogło brzmieć dobrze.
Czytając RS z tamtych lat, sam zastanawiam się: czy naprawdę możliwa była koalicja antykomunistów i postkomunistów? Wtedy — nie. Dziś, gdy faszyzm puka do drzwi i rozgaszcza się w Sejmie, już nie jestem taki pewien.
Dopiero po latach zrozumiem: polityka to nie wybór między dobrym a złym, tylko między różnymi odcieniami zła wobec własnych wartości.
Dla RS priorytetem była rewolucja antykomunistyczna.
Dla mnie — stabilność państwa.
1996. Telewizja publiczna.
Zostaję ważnym dyrektorem. Nowa władza chce wyrzucić altprawicowych zawadiaków — a ja staję w ich obronie, choć to nie mój cyrk i nie moje małpy. Przegrywam i tracę robotę decyzją SLD–PSL. RS zaprasza mnie z ciekawości na piwo. On pije je ze Sprite’em, ja — po krakowsku — z wiśniówką. I to nie jedyna różnica między nami.
1997–2007.
RS jest coraz bliżej wielkiej polityki. Wiceminister, potem minister, kandydat ROP, świetny w MSZ.
W 2007 roku ukazuje się Strefa zdekomunizowana, wywiad-rzeka z Warzechą. Szczerość RS robi wrażenie, choć dobór rozmówcy — jakby nieco pod tezę. Trochę mu zazdrościłem: takie rozmowy prowadzi się raz na dekadę.
2011.
Nie wiem, czy RS jeszcze wróci do pisania prozą „Prochów świętych”, ale mały literacki Nobel należy mu się za berlińskie przemówienie o „niemieckiej bezczynności”.
2014–2015.
Pracuję w sztabie PO, więc spotkań jest sporo. Jedni boją się temperamentu RS, inni go cenią. Wtedy też lepiej poznaję Anne Applebaum — i zaczynam rozumieć ewolucję Radka: z taką partnerką nie da się nie myśleć szerzej.
2024.
W prawyborach PO nie ma szans. Publicznie namawiam lewicę, by głosowała na niego — bo tylko on umie oddać pałką pałkarzowi. Nie udało się.
Czy „odwiniecie pałką” wystarczyłoby, by wygrać z falą chamstwa i antysemityzmu?
Nie wiem. Chyba nikt nie wie.
Ostatnie lata.
RS publikuje książki-diagnosy: Polska. Stan państwa (2022), Polska może być lepsza (2023). Trafne, ostre, choć nierówne. A teraz — najnowsza: Z okopu do Europy. Pasjans z trzydziestu lat polityki. Kronika człowieka, który przeszedł drogę od afgańskiego piachu do korytarzy NATO.
To nie autobiografia. To dokument epoki.
Radek Sikorski ma w polskiej literaturze politycznej status osobliwy: bohater, narrator, analityk, symbol. Świadek, który chciał zrozumieć świat, zanim zaczął go zmieniać. Polityk, który nauczył się ważyć słowa, a po 24 lutego 2022 — ważyć je podwójnie.
Czy zmienia czytelnika? Nie wiem.
Ale zmienia sposób patrzenia na autora.
Dziś — kiedy świat skręca ostro w prawo — RS łagodnieje, cyzeluje argumenty. I alt-prawica nienawidzi go równie mocno, jak kiedyś alt-lewica.
Może się postarzałem, ale dziś nie tylko lubię RS, lecz uważam, że to człowiek, który musi wejść jeszcze wyżej — bo jego zdecydowanie może uchronić Polskę przed nadciągającym nieszczęściem.
Fajnie spotkać kogoś, z kim można się tak różnić, a jednocześnie — kogo politycznej rzetelności i uczciwości jest się tak pewnym.
W czasach, gdy polskie życie publiczne przypomina reality show po dopalaczach, Sikorski robi coś nieoczywistego: mówi normalnym tonem. Tylko tyle — i aż tyle.
PS. Dziś, we wtorek 25 listopada, o godz. 18:30 — spotkanie z Radosławem Sikorskim w Klubie Pod Jaszczurami.
Ilustracja: fot. Kancelaria Senatu RP oraz okładka książki, materiały promocyjne wydawcy