PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Spotkanie

Potrzebni niepotrzebni: Artem Humilevskyi.

Anna Petelenz
Spotkanie Anna Petelenz

Artem Humilevskyi, artysta fotograf: Zdjęcia są po to, by złapać moment.

Anna Petelenz: Po co nam zdjęcia?
Artem Humilevskyi: By złapać moment. Opowiedzieć historię. Bo fotografię można lubić.

A dlaczego Ty fotografujesz?
Dlatego że nie wystarczył mi ani body art, ani poezja, ani muzyka. Fotografia jest drogą, w której mogę się wypowiedzieć. Zdjęcia to mój głos i myśli.

Jaki jest dziś sens robienia zdjęć artystycznych? Każdy ma aparat, ciągle z niego korzysta, dokumentuje świat. Dziś każdy jest fotografem.
To samo można powiedzieć o muzyce, malarstwie lub innych dziedzinach. Każdy, a przynajmniej większość, ma głos, by śpiewać, i każdy może kupić farby. Ale nie każdy to robi. Większość też robi zdjęcia ważnych chwil, zdjęcia rodziny. A ja sam przecież często nawet nie trzymam aparatu! Często za to przetwarzam archiwalne zdjęcia. Tworzę i poprzez fotografię wchodzę w dialog z odbiorcą.

Co ułatwia, a co utrudnia Ci dziś tworzenie fotografii?
Trudne jest wyciąganie z siebie schowanych i trudnych emocji, relacji ze światem. Odnoszenie się do tego, co dzieje się wokół. Akceptacja tego, kim się jest. Ale mam akurat wiele szczęścia. I wielkie wsparcie mojej rodziny – żony i syna – to dzięki nim trudne staje się bardzo proste. Jest też Sergei Melnichenko, mój przyjaciel i nauczyciel.

Fotografia bywa poetycka i pornograficzna jednocześnie. I trzeba we właściwym czasie podjąć racjonalną decyzję, by wcisnąć guzik i zrobić zdjęcie.
Ale gdy wyłącza się logikę, włącza się intuicja. I ona działa zazwyczaj dobrze.

W serii Giant pokazujesz się nago. Twoje ciało stało się obiektem i historią jednocześnie?
Uznałem, że w tym przypadku ubrania byłyby jak kurtyna w teatrze. A ona przecież nie może być zasłonięta w trakcie spektaklu.

Podjąłeś decyzję, by nie tworzyć „projektu wojennego”, choć cały czas jesteś i mieszkasz w Ukrainie. Ale czy da się od wojny odciąć?
Na początku pełnoskalowej inwazji myślałem o jej dokumentowaniu. Ale przecież dokumentalistą ani dziennikarzem nie jestem. To byłaby próba wizerunkowego zysku na śmierci. Ale nie, od wojny nie da się uciec. Obserwuję społeczeństwo, jak reaguje, o czym dyskutuje, jak mówi o tożsamości – odnoszę się do tego w projekcie Roots. Jest tam praca, w której leżę na polu zboża, pocięty i pozszywany. Zrobiłem to po odkryciu zbrodni Rosjan w Buczy.

Ale na wojnie i tak ktoś sobie zrobi PR. To etyczne?
To konieczne. Trzeba dokumentować i opowiadać, nie tyle dla nas, ile dla kolejnych pokoleń. I bardzo czekam na czas, gdy będę mógł tworzyć i odnosić się już do naszego zwycięstwa.

Twoja fotografia jest wystawiona teraz w Parlamencie Austriackim.
Zdjęcie zostało nagrodzone w konkursie Global Peace Photo Award 2022, a wystawa trwa do końca roku. Jestem bardzo dumny, bo to trochę taki fotograficzny Nobel Pokoju. Ma celebrować wsparcie, troskę, empatię. Nagroda została zainspirowana przez laureatów pokojowego Nobla z 1911 roku – Alfreda Frieda i Tobiasa Assera.

Jak toczy się teraz życie artystyczne w Ukrainie? Twórcy działają, ale co z prezentacją ich prac?
Wystaw nie brakuje! Ludzie czują, jak ważna jest codzienność i rozwój, zwłaszcza teraz. Musimy żyć, pokazywać kulturę i tożsamość. Tak bardzo, że ostatnio na wernisaż w kijowskiej Dymchuk Gallery przyszło ponad 100 osób z własnymi latarkami. Po atakach rakietowych nie było światła, ale zdecydowano, że nie odwołujemy wernisażu. Wierzymy w zwycięstwo i nie boimy się. To bardzo ważne, by nie rezygnować z kultury.

A co my możemy zrobić? Jakiego wsparcia potrzebują artyści z Ukrainy?
To proste. Kochajcie, doceniajcie i pokazujcie ukraińską sztukę. I oczywiście – kupujcie.

Ilustracja: zdjęcie artysty z cyklu „Giant”

Wywiad ukazał się w miesięczniku „Kraków i Świat” Nr 04 (220) rok XIX Kwiecień 2023.

A najnowsze numery magazynu kupisz TUTAJ.