Słowo
Pismak i poetka
PISMAK I POETKA: WSTĘP NIEPOETYCKI (fragment książki „W 80 UDERZEŃ SERCA DOOKOŁA EWY LIPSKIEJ”).
Miłość przez wieki się nie zmienia.
Kamień jak był tak jest z kamienia.
Rzeka jak była tak jest rzeczna.
I wieczna miłość jest odwieczna.
Ewa Lipska: Wolny przekład z Szekspira (Wiersze, 1967)
Późnym wieczorem Narrator gmerał po zakurzonych półkach, na których przewalały się księgi, tomiki i tomiszcza, aby odnaleźć ten, w którym Ewa Lipska inspirowała się sonetem Williama Szekspira. Wreszcie – duchowe ptaki niech nie słuchają – With a Little Help of My Friend ChatGPT – znalazł.
Sonet 116: Let me not to the marriage of true minds / Admit impediments…”. Jeden z najsłynniejszych, którego głównym tematem jest niezmienność prawdziwej miłości, mimo upływu czasu. (I Narrator, szczerze mówiąc, powinien znać ten sonet na wyrywki).
U Szekspira jest: Love is not love / Which alters when it alteration finds (…) / Love’s not Time’s fool (…) It is an ever-fixed mark…. U Lipskiej owa „Miłość – co przez wieki się nie zmienia”.
W ten sposób Narrator w środku nocy idzie spać z Poetką. Teraz, świtem, budzi się razem z nią. Tak to jest, gdy wchodzi się w trans pisania, czytania, myślenia i znowu pisania. W głowie tylko szumi ta fraza wczoraj odczytana, ten uśmiech mylący myśl, ten snujący się zapach delikatnych perfum, który chce się łapać, choć szans nie ma na to już w chwili, gdy świtem tylko drgnęły powieki.
Platoniczna miłość Narratora do Ewy Lipskiej zaczęła się wraz z jego wielką miłością do jego I. (czyli żony od zawsze do dziś). Potem przeżywała błotne mlaśnięcia osuwającego się systemu komunistycznego, euforię zwycięstwa roku zero w roku 1989, letnie burze Sturm-und-Drang-Periode des Kapitalismus w okresie transformacji i duchowe wahnięcia – najpierw dotischnerowskie, a potem odjaniepawlania. Niedawno miłość ta wpadła w cień przerażenia nasłuchując kroków Końca, a dziś potyka się o długie nogi zmysłowej panny (?) AI, która wchodzi do naszego niesmart życia.
Na każdym z tych etapów Narrator spotykał teksty Lipskiej.
Narrator teraz zerka przez okno. Słoneczny, sierpniowy poranek, zaraz zacznie się skwar, ale noc była
zimna i świt budzi człeka ożywczym chłodem oraz mocnym promieniem słońca. O godzinie piątej minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała, Narrator siada więc do eseju o Poetce.
Pisze, pisze, czyta, myśli, myśli… I kombinuje, jakby Wenę, tego podlotka, ucapić za kiecę. Ale ciężko jest: młodość Weny nie dla starszych panów. Podejmuje więc odważną decyzję: na spacer!
Decyzja dobra, skwar pewnie zaraz przyjdzie, ale w sierpniu ranki w wielkim mieście są nie tylko chłodne i przejrzyste, ale i puste, jakby populacja ludzka opuściła ten padół w pośpiechu. Nawet tramwaje jadą wolniej, mniej radośnie dźwięcząc dzwonkami na opustoszałych przystankach.
W powietrzu wisi błogość i radość.
I nagle, na rogu między słońcem a szczęściem, czyli między Nowowiejską a Królewską, gdzie sławna Szuflada pani Szymborskiej, Narrator słyszy swoje imię. Zaskoczony, odwraca się, a tu w słońcu idzie uśmiechnięta Poetka.
Narrator aż podskakuje z radości – taką ją widział w duszy wczoraj, gdy zasypiał.
Uśmiech, rozmowa, niekrępujące chwile. Ot, przypadek, za którym zawsze stoi plan Losu.
Więc szybki powrót do biurka, gdzie teraz słowa wypadają same spod klawiszy, już bez wsparcia panny AI.
*
Drogi Czytelniku, pamiętaj – autor tej książki to pismak. A pismak to postać, która zmyśla na potęgę, nie kierując się tym, czy te zmyślenia służą prawdzie, a już na pewno nie tym, czy są po oczekiwanej linii światopoglądowej.
Bo pismaka interesuje tylko jedno – aby to było ciekawe.
Dlatego ja, autor-pismak, czerpiąc ze swoich dramatycznych przygód za biurkiem i z głowy, czyli z niczego, pozwalam sobie wprowadzić do opowieści o Ewie Lipskiej postać Narratora. Proszę nie przywiązywać się do niej przesadnie – jak uczy teoria literatury, narrator to nie to samo, co autor.
Myślę jednak bezczelnie, że niejeden Czytelnik Ewy Lipskiej odnajdzie się w masce Narratora.
Owych osiemdziesiąt cytatów z jej wierszy wykuj, Czytelniku, na niepamięć, używaj we wszystkich niestosownych momentach, a staniesz się jeszcze jednym dowodem na to, że poezja nie ocala narodów ani ludzi, jak chciał pan Miłosz.
Ale nawet jeśli nie ocali, to przynajmniej będzie z nią przyjemnie.