PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Rekomendacje

Nie byłem zły na zielono

Witold Bereś
Rekomendacje Witold Bereś

Gala Nagrody Nike, najbardziej prestiżowej polskiej nagrody literackiej, czasami przypomina targowisko próżności – wyfiokowane panie, nadęci panowie, kilkoro polityków. No i wielkie uznane nazwiska literackie, władcy zbiorowej wyobraźni, bogacze wykrzyczanych talentów. I zwykle rozdźwięk głosu czytelników (Nagroda Czytelników a Nagroda Jury). Tym razem było inaczej, ale jak zawsze – emocjonalnie.

Z siedmiorga finalistów, co jest samo w sobie już ogromnym zwycięstwem, zważywszy, że dziennie ukazuje się w Polsce ponad 70 tytułów, a na konkurs przesłano ich ponad aż 320!), wyraźna większość to może nie debiutanci (choć i debiutantka była), ale postacie spoza towarzystwa tych oznaczonych pieczęcią „Parnas literacki – approved by krakówek/warszawka”. Jasne, Ignacy Karpowicz, a już na pewno Masłowska, to gwiazdy. Ale niezwykłej strony pokazali się Beata Guczalska (fenomenalna biografia Swinarskiego) esej o zbieractwie wspomnianej Tei Kowalskiej, poezje Tomasza Różyckiego, literackie westchnienie Pablopavo „Sierpień”. No i ostateczna laureatka, Eliza Kącka i jej autobiograficzny esej „Wczoraj byłaś zła na zielono”.

Laureatka obu nagród.

*

„Przy obiedzie siedziałyśmy same. Coś mówiłam, jak zwykle. Prosto i miarowo, by nie przytłaczać jej wątłego spokoju słowami. Uśmiechała się w głąb siebie. I nagle wyszła z zamyślenia ku mnie, aż podskoczyłam na krześle. Podniosła główkę stanowczo i powiedziała kategorycznie:

– Idę do Moroufków.

Zadekretowała nad talerzem pomidorowej, patrząc w ślepą ścianę nad blatem wąskiego stołu, jak w po raz pierwszy otwarty, daleki horyzont. Tak patrzy się w morze – wzrokiem poszerzonym, rozciągającym oko. I już się wie, że w grę nie wchodzi lokalne bajoro naszych wąskich zmysłów, ale skok w nieznane”.

*

Ta książka jest jak otwarta rana, a zarazem jak modlitwa szeptana do dziecka, które nigdy nie przestanie być tajemnicą. Eliza Kącka – laureatka Nike – napisała coś więcej niż literacką spowiedź matki dziecka w spektrum autyzmu. To egzamin z człowieczeństwa: dla tych, którzy kiedykolwiek spotkali Innych – niepojętych, nieprzystających, a przecież tak boleśnie obecnych.

„Wczoraj byłaś zła” to książka o życiu z dzieckiem, które widzi świat inaczej – ale i o matce, która uczy się widzieć go na nowo. Nie ma tu patosu ani terapeutycznej mowy-trawy. Jest poezja codzienności: kredki, które „zalegają zawsze w tym samym miejscu”, balkon, po którym dziecko stawia kroki jak po mapie wszechświata, pierwszy wyraz „tam” – który staje się filozofią bycia. Kącka nie prosi o współczucie. Ona pokazuje, jak kruche i potężne zarazem może być „bycie razem”, gdy każde z dwojga mówi innym językiem.

To także niezwykły zapis miłości – surowej, bez filtra. Autorka potrafi jednym zdaniem przejść od śmiechu do łez, od gniewu po zachwyt. Nie ucieka od własnych słabości, od zmęczenia i wstydu, które zna każda matka. Ale jej proza unosi się ponad autobiografię: staje się metaforą ludzkiej empatii wobec tego, co przekracza rozumienie.

Styl Kąckiej jest gęsty, pełen rytmu i obrazów. W jej zdaniach słychać echo Schulza i Sontag, ale też czułość zwykłej rozmowy przy kuchennym stole. Pisze tak, jakby każde słowo było dotykiem – ostrożnym, uważnym, czasem drżącym. „Nie ma kubka” – mówi dziecko, a my wiemy, że to także o nas: o braku, o pragnieniu kontaktu.

Słaby punkt? Może właśnie ta intensywność. Kącka nie daje wytchnienia – czasem zdania, pełne rytmicznych spiętrzeń, przytłaczają. Brakuje chwil oddechu, ciszy pośród ciszy. Ale to zarzut raczej z gatunku komplementów: ten język sam jest emocją, sam jest ruchem serca.

Najważniejsze, że „Wczoraj byłaś zła” nie jest książką o „inności”, lecz o wspólnocie. O tym, że prawdziwa bliskość zaczyna się tam, gdzie kończą się etykiety. Autorka nie moralizuje – po prostu mówi: patrz uważnie, zanim ocenisz.

Piszący te słowa nie będzie ukrywał – miał z tym tytułem kłopoty. Nie dlatego, żeby książka ta jest źle napisana – czyta się płynnie, wciągająco. Nie dlatego, że miał początkowo innego faworyta – ale od zwycięskiego tytułu się nie odcina i to nie dlatego, że tak wypada. Ale pojawia się pytanie o granice dopuszczalnego odkrycia, o kontekst.

Czy współczesna kultura pozwala dziś na tak osobiste odsłonięcie? Niewielu ma odwagę. A jak są – to zwykle nie są akceptowane przez uważniejszych czytelników.

Dlatego tak grzmiącą pointą wręczenia Nike Kąckiej była chwila, gdy ta obróciła się w stronę pierwszego rzędu, gdzie cichutko siedziała jej córka, owa powieściowa „Ruda”, dziś bodaj osiemnastoletnia panna. I nagle, kompletnie w sposób niezaplanowany, córka podskoczyła na krześle z radości, wstała i nieproszona wbiegła na estradę, by cieszyć się z mamą.

Euforia, łzy, ciepło… Nie umiem odnaleźć właściwych słów. Ale wiem jedno – i ta scena mnie o tym przekonała ostatecznie: w epoce autopromocji i pozornych wyznań Kącka proponuje coś zupełnie odwrotnego – intymność prawdziwą, niepozorną, nieosłoniętą przez ironię. Pokazuje, że literatura może być jeszcze miejscem prawdy – tej, której nie da się wypowiedzieć w żadnym talk-show.

„Wczoraj byłaś zła” to książka o dziecku. Ale też o nas – o tym, czy potrafimy jeszcze patrzeć na Innych bez lęku. Albo bez pychy. Albo jednego i drugiego.

Egzamin był ciężki, ale jakoś dzięki obu Kąckim, matce i córce, go zdałem – choć nie bez bólu.

Czego i wszystkim czytelnikom życzę.