
Gdzie są ludzie z żelaza?
Zapomnienie nie zawsze oznacza wolność. Może komunizmu już nie ma, ale problemy konformizmu, manipulacji i rezygnacji wciąż nas dotykają.
Jestem młodym człowiekiem, żyjącym w całkiem nowych czasach. Uderzające, jak bardzo życie wszystkich przede mną różniło się od mojego. Ale właśnie ta młodość, ta luka pokoleniowa, sprawia, że jesteśmy bardziej zapominalscy niż nasi przodkowie.
Przemyślenia te naszły waszego nieco chronionego korespondenta po obejrzeniu znakomitego Człowiek z żelaza Andrzeja Wajdy.
To arcydzieło, w którym reżyser bada siłę jedności poprzez opowieść o ruchu Solidarność. Do 1989 roku Solidarność przetarła szlak ku demokracji i umożliwiła pokojowe przekazanie władzy. Walka, której symbolem stały się protesty robotnicze w stoczni gdańskiej była bezkrwawa, ale na pewno nie spokojna.
Film śledzi losy Wiesława Winkla – zniechęconego dziennikarza radiowego pracującego dla reżimowej propagandy. Przyjeżdża do Gdańska, by znaleźć haki na przywódcę strajku Macieja Tomczyka. W trakcie śledztwa spotyka przyjaciela z czasów młodości, ale i żonę. Ich wypowiedzi tworzą dla widza mozaikę lekcji o opresji i jedności.
Ale geniusz filmu nie kończy się na samej historii. Przede wszystkim Wajda w mistrzowski sposób posługuje się emocją.
Człowiek z żelaza ma wszystko, czego potrzeba. Reżyser umiejętnie korzysta z muzyki, by wciągnąć widza. Traktuje słuchacza jak muzyk grający na wiolonczeli – uderza opresją tamtych czasów. Ale gdy w Solidarności kiełkuje nadzieja, muzyka rośnie jak promień słońca przebijający chmury. A potem – milknie. I ta cisza w surowych scenach mówi więcej niż słowa.
Film to nie tylko dźwięk. Zdjęcia wcale nie zdradzają pośpiechu produkcji – kamera z ręki i naturalne światło przenoszą widza w sam środek wydarzeń. Uważny odbiorca zauważy też wiele symboli – Wajda fizycznie oddziela rodaków murami i bramami, podkreślając podziały. Włączenie autentycznych (lub udających autentyczność) nagrań ze strajków dodatkowo zaciera granicę między fikcją a rzeczywistością.
To wciąga w prawdziwy świat. To nie świat stworzony tylko na potrzeby fabuły – bohaterowie są może nieco pomnikowi, ale pełnokrwiści. Pomaga w tym świetne aktorstwo – wybuchy gniewu i miłości są boleśnie wiarygodne.
Kończąc już opowieść o filmie, czas na refleksję. Od dawna wierzę, że tempo i struktura fabularna to największe ofiary współczesnych mediów. A jednak tu, odkrywając dramat razem z Winklem, dostajemy finał wyważony – nawet jeśli nieco pospieszny. Naturalny kontrast między propagandą a rzeczywistością przyciąga widza jak magnes. Człowiek z żelaza nawet dzisiaj jest jak powiew świeżego powietrza – i niesie ze sobą echa Szekspira.
Ale znów – film to coś więcej niż efektowne zdjęcia i wzniosła muzyka. Wajda chciał, by widz wyszedł z kina z myślą, że zapomnienie nie zawsze oznacza wolność. Komunizmu nie ma, ale konformizm, manipulacja i rezygnacja wciąż nas dotykają.
Tak jak Winkel wypełniał rozkazy, by oczernić porządnych ludzi, tak i my często nie kwestionując status quo, przyczyniamy się do krzywdy.
Nasze zobojętnienie na prawdę czyni społeczeństwo podatnym na wpływy kłamstwa. Internet podążając za wygodą i zyskiem, zamienił się w podzielone bańki powtarzające echo. Naprawdę trudno dziś znaleźć coś, czemu można zaufać.
Wielu uzna, że jest już za późno. To coś, co szczególnie dotyka młode pokolenie. Zbyt wielu z nas godzi się na nieistotne życie. Przechodzimy przez niesprawiedliwość z przyzwyczajenia, ale nie po to, by gdzieś dojść.
A ten film, te idee, to antidotum. Winkel przyłączył się do strajkujących. Studenci i robotnicy stanęli ramię w ramię – i zwyciężyli. Agnieszka i Polacy odnaleźli nadzieję. Można zrobić coś lepiej. Może wystarczy uwierzyć, że się da. Może wystarczy zrozumieć, że z wielu zwyczajnych może wyłonić się jeden niezwykły ruch na rzecz zmiany.
Więc jeśli to jeszcze nie jest jasne – obejrzyjcie, do cholery, ten film. I zróbcie swoje.
Tłum. WB / AI