Po krakosku
Boska Komedia’25: KOSMOS
Teatr to Kościół: papieżami są reżyserzy, biskupami aktorzy, widzowie to wierni, wpatrzeni w ołtarz jedynego prawdziwego boga – Sztuki – a krakowski Międzynarodowy Festiwal Boska Komedia (4–14.12.2025) to teatralne Boże Narodzenie. Ten Kościół w XXI wieku zdominowało ciało: zawłaszczyło scenę, podporządkowując sobie wszelkie języki werbalne i niewerbalne. I wcale nie chodzi o to, że wydarzeniem […]
Teatr to Kościół: papieżami są reżyserzy, biskupami aktorzy, widzowie to wierni, wpatrzeni w ołtarz jedynego prawdziwego boga – Sztuki – a krakowski Międzynarodowy Festiwal Boska Komedia (4–14.12.2025) to teatralne Boże Narodzenie.
Ten Kościół w XXI wieku zdominowało ciało: zawłaszczyło scenę, podporządkowując sobie wszelkie języki werbalne i niewerbalne. I wcale nie chodzi o to, że wydarzeniem specjalnym tegorocznej Boskiej Komedii był Rok, w którym nie było lata Florentiny Holzinger – ekstremalne doświadczenie cielesności na poziomie VIII kręgu piekła Dantego. Cielesność we współczesnym teatrze wygląda z niemal każdego kąta. Może dlatego tak bardzo w programie festiwalu wyróżnił się Kosmiczny dom litewskiej artystki interdyscyplinarnej Liny Lapelytė – spektakl konfesyjny, kontemplacyjny i wyciszony; minimum scenografii, maksimum przekazu, bo sztuka bez treści to tylko bezsensowne ganianie po scenie – szkoda czasu i energii.
Dziewięcioro aktorów w ascetycznych ubraniach w kolorach ziemi porusza się wokół własnych osi na scenie obrotowej, oświetlanej przez okrągłe reflektory, zawieszone nad nimi jak planety w Kosmosie. Bo Kosmiczny dom to sztuka o kosmosie, ale nie tylko tym okołoziemskim, widocznym na niebie nad naszymi głowami. Za każdym razem, kiedy rodzi się nowy człowiek, powstaje nowy (mikro)kosmos, który rozszerza się w miarę upływu czasu i znika po jego śmierci. Przez całe życie w sposób nieprzewidywalny odbijamy się od innych ludzi – innych mikrokosmosów – tak jak aktorzy Liny Lapelytė odbijają się od siebie, błądząc po orbitopodobnej przestrzeni scenicznej.

Kosmos jest w tej sztuce synonimem domu, miejscem bezpiecznym, znajomym, będącym schronieniem. Takie też odczucie daje jej zupełna niepolityczność i uniwersalność, choć nie można powiedzieć, że oderwana od rzeczywistości. Losy bohaterów, opowiadane przez aktorów, są też losami siedzącej dookoła sceny publiczności – ktoś się urodził w roku budowy metra w Warszawie, a ktoś inny lubi obstawiać mecze według sobie tylko znanego systemu. Płaszczyzną, na której jednoczą się te trzy przestrzenie – aktorów, bohaterów i widzów – jest muzyczność Kosmicznego domu. Opowieści są bowiem melorecytowane, momentami śpiewane wielogłosowo i chóralnie, a włączenie tekstu w muzykę sprawia, że słowo napisane – proza życia – przeistacza się w poezję.
To nie pierwsza taka konwencja sceniczna tej reżyserki. Lina Lapelytė otrzymała w 2019 roku Złotego Lwa na biennale w Wenecji za współtworzoną wraz z dwiema innymi artystkami litewskimi performatywną operę Sun & Sea, w której swoich bohaterów-aktorów umieściła na sztucznej plaży. Widzowie stojący ponad nimi na balkonach obserwowali normalne czynności plażowe, słuchając jednocześnie arii o problemach zwykłych ludzi – zmęczonych, znudzonych życiem, martwiących się o codzienność. W jednym z wywiadów artystka powiedziała: „Moim zdaniem różnica pomiędzy teatrem a performansem polega na tym, że tworzymy sytuację, w której aktorzy żyją, a nie grają”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zarówno w Sun & Sea, jak i w Kosmicznym domu wypowiedzi aktorów są autentyczne i wypływają z ich wnętrz; są wyznaniami, niewyuczonymi wypowiedziami. Autorką scenariusza Kosmicznego domu jest dramaturżka Birutė Kapustinskaitė. Jej sztuki charakteryzują się nieskomplikowanym językiem i prostotą opowiadanych historii – głębokiego, metaforycznego sensu nabierają dopiero wtedy, gdy zostaną włożone w usta aktorów.

Człowiek to jedyna istota, która nad rzeczywistością nadbudowuje świat abstrakcji. Czym jest wiara? Czy kieruje nami los, przeznaczenie, jakiś bóg, czy my sami? Jak interpretować znaki, które czasem dostrzegamy w życiu i czy w ogóle są to znaki, czy tylko nasze życzenia, żeby nimi były? Jesteśmy homo religiosus i nie możemy żyć bez wiary w cokolwiek, choćby to była wiara w dobro drugiego człowieka albo w to, że kiedyś się wygra w totolotka – wiara jednak nie jest pewnością, a nieustannym ruchem pomiędzy przekonaniem a wątpliwością. Tak można by nakreślić kierunek myślowy Kosmicznego domu, choć byłoby to niesprawiedliwe uproszczenie, bo w słowach nie da się oddać całej jego warstwy estetyczno-empirycznej. Jesteśmy zamknięci w cykliczności i powtarzalności procesów zachodzących w przyrodzie, a także w naszych codziennych ludzkich rytuałach. Magiczne czy religijne wytłumaczenie tego, co wymyka się rozumowi, najpełniej spaja człowieka ze światem, w którym żyje.
Co po nas zostanie? Nic. Najpewniej rozpłyniemy się w niebycie, pozbawieni jakiejkolwiek świadomości. Póki co jednak mamy teatr.
Ilustracje: Martynas Norvaišas, fot. ze spektaklu „Kosmiczny dom“.