Spotkanie
Artystyczna dusza arcymistrza Dudy
„Znakomity szachista jest artystą, jest uczonym, jest inżynierem, jest wreszcie dowódcą i zdobywcą” – mawiał dziewiętnastowieczny mistrz Louis de la
Bourdonnais. Te słowa jak ulał pasują do Jana-Krzysztofa Dudy z Wieliczki.
Mając pięć lat, nauczył się grać w szachy, w wieku piętnastu został arcymistrzem, dziś jako 23-latek – i pierwszy Polak w historii – zdobył Puchar Świata.
Największym wyzwaniem pucharowego turnieju w Soczi okazał się półfinał. Przeciwnikiem Polaka był aktualny mistrz świata, norweski Magnus Carlsen. Do spotkania mogło jednak nie dojść.
– Spóźniłem się na autobus, który miał mnie zawieźć z hotelu na ćwierćfinałowy mecz z Hindusem Viditem. Innego transportu nie było, czas uciekał, robiło się nerwowo. I wtedy po Carlsena przyjechała limuzyna. Zgodził się mnie podrzucić – wspomina Jan. – Podziękowałem mu za pomoc, a rundę później go pokonałem.
W finale Polak odprawił wymagającego Siergieja Karjakina. Obserwatorzy mówią, że Duda był rozluźniony i lepiej zniósł trudy rywalizacji. Turniej w Soczi trwał wszak ponad trzy tygodnie. Codziennie do rozegrania była ważna i wyczerpująca partia. Wolny od gry dzień trafiał się tylko wtedy, gdy nie było dogrywki.
– Wolny od gry, ale nie od szachów, bo trzeba się było przecież przygotowywać do kolejnego meczu – opowiada trener Kamil Mitoń.

Szachy męczą
Obliczono, że najdłuższa partia szachowa prowadząca do wygranej może się składać z 5949 posunięć. Liczba unikatowych ruchów szachowych możliwych do wykonania wynosi 10 do potęgi 120, czyli więcej niż wszystkich elektronów znajdujących się we wszechświecie. To teoria, a w praktyce najdłuższa oficjalna partia szachowa składała się z 269 posunięć. Rozegrana w 1989 roku pomiędzy Nikolicem i Arsovinem trwała ponad 20 godzin.
Tymczasem zdaniem lekarzy i fizjoterapeutów nadwerężenie mięśni posturalnych obserwuje się już po pięciu–sześciu godzinach przy szachownicy. W dodatku człowiek zmęczony przestaje logicznie myśleć, a przecież skomplikowana partia wymaga skutecznej taktyki, kalkulacji, maksymalnej koncentracji i podejmowania ryzyka. W czasie gry na ogół wzrasta zawodnikom ciśnienie, tętno i liczba oddechów.
Arcymistrz podczas jednego dnia turnieju może spalić blisko sześć tysięcy kalorii, czyli więcej niż przeciętny maratończyk w trakcie biegu. Trzeba je zatem uzupełniać. Na ogół więc w trakcie trwających wiele godzin zawodów szachiści mają do dyspozycji bufet z przekąskami i napojami. Niektórzy zabierają też ze sobą batoniki, czekoladę, drożdżówki. Jedzenie pomaga wesprzeć wydajność umysłu. Węglowodany, na przykład, są wykorzystywane przez mózg w trakcie wysiłku intelektualnego, a regularne przyjmowanie posiłków zapobiega skokom glukozy i poprawia koncentrację. Konieczne jest też picie minimum dwóch litrów napojów dziennie.
Arcymistrz Fabiano Caruana przyznał, że mimo dbania o posiłki podczas dziesięciodniowych zawodów tracił siedem kilogramów.
Po długim turnieju, gdy spada poziom adrenaliny, nawet młodzi szachiści odczuwają zmęczenie. Zawodnicy szukają więc różnych sposobów, by oszczędzać siły. Mistrz świata Magnus Carlsen przyjmuje w trakcie gry w szachy ergonomiczną pozycję – opiera dolną część pleców o krzesło i stara się nie wyciągać mocno głowy do przodu. Dzięki temu nie traci energii i mniej mu doskwiera ból pleców. Pomagają też regularne ćwiczenia, które przygotowują organizm do wysiłku.
Pływanie, siłownia, bieganie
Doktor Kordian Lach, pracownik Instytutu Nauk o Sporcie w Zakładzie Sportów Wodnych na AWF w Krakowie, trener odpowiadający za przygotowanie fizyczne Jana-Krzysztofa Dudy, zauważył, że młody szachista lubi wyzwania. Wykorzystał to i Janek – wcześniej ledwie przemieszczał się w wodzie, a szybko nauczył się pływać czterema stylami. Dzięki temu oraz ćwiczeniom na siłowni i bieganiu pod okiem doktora Wacława Mirka z tej samej krakowskiej uczelni podnosi próg odczuwania zmęczenia.
Do teamu Dudy dołączyła też psycholog sportu profesor Małgorzata Siekańska. Janek pracuje z nią pomiędzy zawodami. Uczy się relaksować, ale też dystansować wobec porażek.
– Czas na analizę przegranej partii i wyciągnięcie wniosków przychodzi po turnieju. W danej chwili trzeba się skupiać na meczu, który trwa, i tych, które będą po nim. Dawniej zdarzało się, że Janek po porażce natychmiast chciał się odegrać. I to się zwykle nie udawało – opowiada trener Kamil Mitoń. – Chęć wzięcia szybkiego rewanżu nie jest sprzymierzeńcem gracza, dlatego trzeba było tę skłonność Janka opanować. Dziś wie, jak radzić sobie w ekstremalnie trudnych turniejowych sytuacjach. Jest świadomy, że kariera sportowa wymaga trudnych wyborów, rezygnacji z przyjemności, a do sukcesu nie ma drogi na skróty. Dzieciństwo Dudy było więc bardziej pracowite niż jego rówieśników, w szkole średniej nie szalał na prywatkach czy dyskotekach.
– Nie potrzebuję tabunów znajomych. Wystarcza mi grono kilku bliskich przyjaciół. Mimo to zauważyłem, że jestem w mniejszym stopniu introwertykiem niż kiedyś. W wolnym czasie lubię czytać. Moja szachowa biblioteka liczy kilka tysięcy tomów, więc mam z czego wybierać. Ale jak już gram, to gram. Przebywam wówczas w swoim szachowym świecie, w którym stres i emocje to normalność. A że jestem raczej impulsywny, nie dbam o to, żeby w granicach tego ciasnego kwadratu trzymać je na wodzy – mówi Janek.
Królewska gra, artystyczna inspiracja
Szachy stanowiły ulubioną rozrywkę na królewskich dworach. Ich amatorami byli król angielski Jan bez Ziemi, król Kastylii Alfons X Mądry, król Szwecji Karol XII, car Piotr I Wielki, a także władca mongolski Timur. Fryderyk II Wielki, zwany Rozbójnikiem Europy, korespondował na tematy szachowe z królem filozofów Wolterem. Napoleon Bonaparte lubił podobno ryzykować na szachownicy tak, jak to robił, dowodząc wojskiem. Na polach bitewnych osiągał jednak lepsze rezultaty, gdyż – jak mówiono – do szachów brakowało mu cierpliwości. Na wyspie Świętej Heleny miał szachy, które otrzymał od przyjaciół. Nie wiedział, że dostał razem z nimi ukryte wewnątrz figur plany ucieczki z niewoli. Szachy miał cesarzowi doręczyć zaufany oficer, ale zmarł na statku, którym podróżował. Jego następca nie znał szachowej tajemnicy, więc i Napoleon się o niej nie dowiedział.
W szachy grywali też wytrawni politycy: Niccolò Machiavelli, Charles Maurice de Talleyrand i kardynał Richelieu. Z uczonych: Benjamin Franklin, Dmitrij Mendelejew i Albert Einstein. Lubił szachy Włodzimierz Lenin, lubił Józef Piłsudski. Przy szachownicy chętnie zasiadali Tadeusz Kościuszko, rosyjski feldmarszałek Aleksander Suworow i Grigorij Potiomkin. Poemat Szachy napisał Jan Kochanowski. A XV-wieczny fresk autorstwa Albertusa Pictora z kościoła Täby w Szwecji zainspirował Ingmara Bergmana do nakręcenia Siódmej pieczęci, słynnego filmu, w którym rycerz wracający z wyprawy krzyżowej gra w szachy ze Śmiercią o swoje życie.
Stanley Kubrick, reżyser, scenarzysta, był członkiem Marshall Chess Club w Nowym Jorku, tego samego, w którym grał mistrz świata Bobby Fischer. Artysta podczas jednego z wywiadów mówił: „Szachy uczą kontrolowania emocji, które czujesz, gdy widzisz coś, co na pierwszy rzut oka wygląda dobrze. Uczą cię, by to przemyśleć, zanim się skusisz, i myślenia tak samo obiektywnego, kiedy masz kłopoty”.
Lubił szachy także Joseph Conrad i chętnie w nie grywał, zwłaszcza nocami, gdyż cierpiał na bezsenność. Grali pisarze: Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski i Karol Irzykowski. Pisali o szachach Aleksander Puszkin i Adam Mickiewicz – zarówno w utworach literackich, jak i prywatnych listach. Austriacki prozaik Stefan Zweig tak scharakteryzował tę grę w swojej Noweli szachowej:
„Czyż nie jest to jedyna gra, należąca do wszystkich ludów i wszystkich czasów, gra, o której nikt nie wie, jaki bóg zesłał ją na ziemię, aby uśmiercić nudę, wyostrzyć zmysły, napiąć ducha? Gdzież jest w niej początek i gdzie koniec? Każde dziecko może się nauczyć jej podstawowych reguł, a jednak wytworzyć specjalny rodzaj mistrzów, których nie da się porównać z żadnymi innymi, ludzi z jednym jedynym, właśnie szachowym talentem, specyficznych geniuszów, u których wizja, cierpliwość i technika działają w równie i ściśle określonych proporcjach jak u matematyka, u poety, u muzyka, tylko w odmiennych nawarstwieniach i połączeniach”.
Cudowny świat szachów
Moje pierwsze spotkanie z Jankiem, w 2008 roku, pachniało ciastem drożdżowym. Pani Wiesława upiekła je wtedy dla syna.
– Był niejadkiem i tylko taka bułka z masełkiem mogła go przekonać do zjedzenia śniadania.
Pamiętałam też nietypowy salon w podwielickim domu Dudów. Dzisiaj, tak jak wtedy, stoją w nim stoły do ping-ponga i bilarda. Tuż przy wejściu można zagrać w piłkarzyki. Pojawiły się ciężarki służące wzmacnianiu mięśni. A obok kominka, na niskim stoliku, rozłożono dużą szachownicę z pięknie rzeźbionymi figurami.
Jeden z pierwszych podręczników gry w szachy ukazał się w 1497 roku w Salamance pod tytułem Rozprawa o miłości i sztuce szachowej ze stu pięćdziesięcioma przykładami partii. Jej autorem był Luis Ramírez de Lucena. Książka zawiera analizę 10 otwarć szachowych oraz 150 pozycji i problemów szachowych. Są tu opisy debiutów znanych dziś jako obrona francuska i obrona skandynawska.
Wszyscy wiedzą, że Janek zawsze był nad wiek cierpliwy, skoncentrowany oraz imponował pamięcią. Jego mama zastanawiała się, co mogłoby zainteresować takiego chłopca jak jej syn. I pokazała pięciolatkowi szachy. Od razu mu się spodobały.
– Nawet się nie dziwiłam, bo to nasza rodzinna gra – wspomina pani Wiesława.
Jej siostra – Czesława Pilarska (z domu Grochot), dziś profesor ekonomii – była trzykrotną mistrzynią Polski w tej dyscyplinie. W dodatku królewska gra połączyła też rodziców Janka. Wiesława i Adam poznali się podczas studiów na krakowskiej AGH. Ona wygrała z nim w szachy, a on zaprosił ją na randkę. Zakochali się, pobrali i doczekali synka. Dwa lata później tata Janka zmarł. Mama i jej mały chłopiec zostali we dwoje.
Z czasem gra w szachy stała się ulubionym zajęciem Jasia, a Cudowny świat szachów ulubioną książeczką czytaną na dobranoc. Już jako kilkulatek trenował parę razy w tygodniu. Rozwiązywał zadania szachowe, czasami korzystając z programów komputerowych. Jego pierwszym trenerem był mistrz międzynarodowy Leszek Ostrowski.
W 2003 roku w Przebieczanach koło Wieliczki zadebiutował w turnieju szachowym. Zajął 52. miejsce. W 2004 roku w Kołobrzegu został wicemistrzem Polski do lat sześciu. Rok później wygrał aż 27 turniejów. Wiedział już wtedy, co to jest roszada, i nie znosił „szewskiego mata”. Od małego lubił zwyciężać, a nie przegrywać, i marzył o wielkich sukcesach, choć już wtedy zdobywał szachowe dziecięce laury.
Pani Wiesława dbała o jedynaka, pilnowała, żeby nie miał zaległości w szkole, na półkach układała kolejne puchary, a w szufladach kolejne medale. Kiedy trzeba było, jeździła z nim na turnieje. Z trybun, za pomocą kamerki lub przez lornetkę, przyglądała się reakcjom siedzącego przy szachownicy syna.
– Z zachowania Janka byłam w stanie wywnioskować, co się dzieje. Gdy się wiercił, wiedziałam, że szuka rozwiązań. Kiwanie oznaczało intensywne myślenie. Jeśli podskakiwał w drodze do toalety, było pewne, że partia rozwija się po jego myśli.
Podczas jakichś mistrzostw świata dowiadywałam się, jak mu idzie z… Polski – opowiada. – Z trybun nic nie było widać, ale syn grał tak dobrze, że transmitowano na żywo jego szachownicę, więc znajomi wchodzili na odpowiednie strony internetowe i dzwonili do mnie z informacjami. Wyrażenie „szach mat” najczęściej tłumaczone jest jako „król jest martwy” czy „król jest zabity”. Taka interpretacja jest błędna. W rzeczywistości w języku perskim, z którego wywodzi się określenie „szach mat”, oznacza ono „król jest bezradny”.
Janek z tamtych czasów pamięta niektóre sytuacje i niektóre turnieje.
– W Czarnogórze kolejny raz w decydującym momencie trafiłem na reprezentanta Turcji. Miałem szczęście do tureckich szachistów. Bałem się, że tym razem już mu nie podołam. I wtedy trener Władimir Szyszkin (trenował także Kamila Mitonia – przyp. MLK) powiedział ni z tego, ni z owego: Jasiu, nie martw się. Każdy Turek ma swojego Sobieskiego. Wziąłem więc ze sobą na zawody podobiznę króla i wygrałem – wspomina.
Mijały lata. Wieliczanin sięgał po kolejne medale. Łącznie w mistrzostwach Polski w różnych kategoriach zdobył kilkadziesiąt krążków. W 2013 roku – mając 15 lat i 21 dni – został arcymistrzem. Na świecie naliczono ich około 1700, ale superarcymistrzów, czyli graczy z rankingiem powyżej 2700 punktów – tylko czterdziestu. Janek jest wśród nich jedynym Polakiem.
To zasługa trenerów. Do 2009 roku pracował z nim Andrzej Irlik. To on ukształtował chłopca jako szachistę grającego agresywnie i świetnie radzącego sobie w turniejach drużynowych. W 2014 roku szkoleniowcem Dudy został o 14 lat starszy arcymistrz Kamil Mitoń z Niepołomic, były podopieczny Irlika. Mitoń jest współautorem ostatnich sukcesów Janka. Ale jak wiadomo, sukcesy w sporcie zawodowym, także w szachach, są wypadkową wielu czynników. O tym, kto zostanie zwycięzcą, decyduje nie tylko talent i pracowitość, ale też dyspozycja dnia, odporność psychiczna, odpowiednie nastawienie, dobra kondycja fizyczna, a nawet dieta. A że poziom szachowej czołówki się wyrównuje, kto ma lepszy sztab, bardziej kreatywny, idący z duchem czasu – ten zyskuje przewagę.
Ogniwem łączącym sztabowe działania Janka jest pani Wiesława. Nic dziwnego, że w kraju zyskała przydomek „szachowa mama”, a za granicą „mama Duda”. Odkąd syn zaczął grać w szachy, na jej głowie była logistyka treningów i startów, szukanie sponsorów, dofinansowanie trenerów, sprawdzanie lotów, bukowanie biletów, towarzyszenie w podróżach. Dziś jest dumna, bo Janek obronił licencjat na krakowskiej AWF. Tytuł pracy to: Psychologiczne aspekty talentu szachowego na przykładzie zawodników klasy światowej. Od zawsze mu pomagała, doradzała, dopingowała. I nadal to robi, gdy jest taka potrzeba. Jest mózgiem operacji „Kariera syna Jana-Krzysztofa”.

Mistrz muzyk i mistrz leń
W XVIII wieku szachowe berło, czyli symbol arcymistrzostwa, zdobył François Philidor, francuski muzyk i twórca 23 uznanych oper. Już jako nastolatek ogrywał najlepszych dorosłych w słynnej paryskiej Café de la Régence. Denis Diderot, filozof epoki oświecenia, pisał w Kuzynku Mistrza Rameau:
„Jeśli jest zbyt zimno lub zbyt dżdżysto, chronię się do Café de la Régence. Tam bawię się, przypatrując się grze w szachy. Paryż jest miejscem na świecie, a café miejscem w Paryżu, gdzie gra ta kwitnie najlepiej”.
Jednak pierwszym w historii oficjalnym mistrzem świata w szachach był urodzony w Pradze Wilhelm Steinitz, który zdobył tytuł w 1886 roku. Prymat odebrał mu Niemiec Emanuel Lasker, którego w 1921 roku pokonał Kubańczyk José Raúl Capablanca. Ten ostatni zwykł mawiać o sobie, że jest leniem i że do gry się nie przygotowuje. Uwielbiał za to zabawę, biesiadowanie i alkohol. Szybko uznał wyższość Aleksandra Alechina, który dla odmiany był oddany szachom bez reszty. Podobno, gdy obu zaproszono do teatru, Capablanca nie odrywał oczu od sceny, a Alechin od kieszonkowej szachownicy. W czasie II wojny światowej Alechin współpracował z Niemcami i pisał artykuły, w których wykazywał wyższość szachów aryjskich nad semickimi. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach.
W Polsce brylował w tym czasie Szymon Winawer, jeden z dziesięciu ówczesnych najlepszych szachistów świata, i równie dobry Akiba Rubinstein. Ksawery Tartakower królewską grę zamienił na walkę na froncie, służył w armii francuskiej. Po II wojnie światowej na światowych szachownicach rozpoczęła się dominacja zawodników ze Związku Radzieckiego.
Szachista z fantazją
– Bywa, że szachista „sypie się” w pięć ruchów i jest po partii, a Janek potrafi wyjść obronną ręką z takiej sytuacji – opowiada Mitoń. – Jest mistrzem motywacji. Ma artystyczną duszę, ale wie, że matematyka również przydaje się w szachach. Potrafi policzyć dziesięć, piętnaście posunięć do przodu. Ale jeśli sytuacja na szachownicy jest skomplikowana, nawet mistrzowi trudno przewidzieć nawet dwa ruchy.
– Jestem osobą kreatywną w życiu i w szachach. Lubię grać ostro, odważnie. Nie zawsze zatem chodzę utartymi ścieżkami, często ufam swojej intuicji. Jej posiadanie jest bezcenne choćby wtedy, gdy ma się mało czasu na analizowanie sytuacji na szachownicy. Zwłaszcza że w trakcie gry często powstaje taka, której się wcześniej nie widziało na oczy – mówi Janek.
Jego zdaniem szachistów można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to tak zwani gracze rozumowi, którzy posługują się w grze wyłącznie matematyką. Kolejna to artyści, dla których bardzo ważne jest piękno szachów, uwielbiają unikatowe sytuacje, interesują ich niestandardowe pozycje, efektowne, choćby nawet ryzykowne motywy i gra sama w sobie.
– Należę do graczy, którzy choć doceniają przydatność zdolności matematycznych, traktują grę w szachy jako walkę między umysłami. Jestem praktykiem, ale mam fantazję, więc gdy mogę wygrać w efektowny sposób – podejmuję ryzyko. Ale zmierzam do zwycięstwa. Nie do tego, by pięknie przegrać.
Klasę Dudy doceniają inni szachiści. Mistrz świata Garri Kasparow gratulował mu wspaniałego występu w Pucharze Świata i pokonania Magnusa Carlsena. Zdołał się na to zdobyć, choć wcześniej Polak także i jego odprawił z kwitkiem w szachach szybkich i błyskawicznych.
– Janek ma niezwykłą zdolność analizy, kojarzenia i interpretacji faktów. Jest wnikliwym obserwatorem – opowiada Kamil Mitoń.
Adam Dzwonkowski, członek teamu Dudy, zauważa, że wieliczanin swój efektowny sposób gry łączy z opanowaniem i dojrzałością. To ważne, bo gra w szachy wymaga nieustannej gotowości i odpowiedniej reakcji. W jej trakcie aktywowane są jednocześnie często przeciwstawne umiejętności intelektualne, a wszystko po to, aby znaleźć zwycięską strategię uwzględniającą odpowiedzi przeciwnika.
– Moim wzorem jest Carlsen – mówi Janek. – Potrafi grać w każdym stylu. Dym zawodnikom kilka rad, na przykład żeby walczyli o środkowe pola, sprawdzali, czy bierki przeciwnika są niechronione, zapamiętywali schematy, a nie poszczególne ruchy, zachowywali pokerową twarz, nie poświęcali zbyt wiele czasu na jeden ruch. Nie wiem, czy Janek wziął sobie te rady do serca, ale kilka razy pokonał Carlsena. Choćby w 2020 roku, w turnieju Altibox Norway Chess, przerwał trwającą 801 dni serię 125 partii Norwega bez porażki.
Carlsen i Kariakin, przeciwnicy Polaka w ostatniej fazie Pucharu Świata w Soczi, to rówieśnicy urodzeni w 1990 roku, ale poza wiekiem i szachami nic ich nie łączy. Pierwszy to geniusz z Norwegii, celebryta i znajomy twórcy Facebooka Marka Zuckerberga. Drugi to fan Władimira Putina, popierający aneksję Krymu. Mimo to partia, którą rozegrali w 2016 roku o mistrzostwo świata, wzbudziła ogromne zainteresowanie w Nowym Jorku. Carlsen obronił tytuł, chociaż dopiero w dogrywce. Podobne emocje wywołał też mecz stulecia z 1972 roku, kiedy to w Reykjavíku Amerykanin Bobby Fischer pokonał Rosjanina Borysa Spasskiego. Trwała wówczas tak zwana zimna wojna, więc triumf nad graczem z ZSRR był ważny także pod względem propagandowym. Po tym wydarzeniu szachy w USA zyskały prawdziwą popularność. W Nowym Jorku objawiła się Diana Lanni, jedyna kobieta regularnie grająca w szachy przy stołach Washington Square Park. Podobno odkryła tę grę, gdy uświadomiła sobie, że nie rozumie otaczającego ją świata i nie umie się w nim odnaleźć. Zwykła mawiać: „Logika szachów jest alternatywą dla chaosu życia”.
Dziesięć lat po wygranej Fischera ukazała się w Ameryce powieść Waltera Tevisa Gambit Królowej. Niektórzy uważają, że postać głównej bohaterki Beth Harmon to połączenie życiorysów autora książki oraz Diany Lanni, a wątek szachowej kariery Beth przypomina losy Fischera, który – jak ona – był uznawany za naturalny talent i podjął walkę o tytuł najlepszego szachisty globu, choć od lat zdobywali go radzieccy arcymistrzowie.
Dziś Beth Harmon, mająca skłonność do używek i alkoholu, nie miałaby szans na wejście do światowej czołówki.
– Szachy stały się sportem, który wymaga nie tylko wysiłku intelektualnego, ale też fizycznego, a to zmusza do prowadzenia sportowego trybu życia. Zmienił się też sposób rozgrywania partii. Są one krótsze, bardziej dynamiczne. Niemniej, tak jak wygrana Fischera ze Spasskim spopularyzowała szachy w Stanach Zjednoczonych, tak pokazany w okresie pandemii serial Gambit Królowej (w roli głównej wystąpiła Anya Taylor-Joy), nakręcony na kanwie książki Tevisa, przysłużył się do jeszcze większego spopularyzowania tej gry, zwłaszcza w internecie.
– Co prawda szachy klasyczne są bardziej prestiżowe, ale szybsze tempo gry w internecie przyciąga kibiców. Jakość gry na tym przyspieszeniu trochę cierpi, bo siłą rzeczy popełnia się więcej błędów, ale lubię szachy błyskawiczne. Dzięki intuicji mogę działać szybciej niż rywale, co często daje mi przewagę – mówi Jan-Krzysztof Duda. Człowiek, komputer, sztuczna inteligencja
Najsłynniejszym mistrzem szachowym wszech czasów jest Rosjanin Garri Kasparow. W 1985 roku, mając 22 lata, pokonał innego mistrza, Anatolija Karpowa. Pewnie dlatego w 1996 roku zorganizowano pojedynek Kasparowa z programem komputerowym przygotowanym przez IBM. Wygrał szachista. Do rewanżu doszło rok później. Maszyna nazywała się Deep Blue i była kolejną wersją prototypu. Kasparow czuł ogromną presję oraz zmęczenie i przegrał całe starcie. Informowano wtedy, że Deep Blue był lepszy dzięki 245 procesorom, które analizowały 200 milionów ruchów na sekundę.
W 2003 roku doszło do pojedynku Kasparowa z komputerem Deep Junior, który tym razem zakończył się remisem. Inżynierowie z firmy DeepMind nie zasypiali gruszek w popiele i stworzyli sztuczną inteligencję, która w cztery godziny posiadła całą wiedzę zgromadzoną przez ludzkość. Następnie AI (Artificial Intelligence) wykorzystała zdobyte umiejętności w praktyce; uczyła się od siebie podczas tysięcy partii rozgrywanych we własnych sieciach neuronowych (tzw. AlphaZero).
Gdy skonfrontowano ją z Stockfish 8, uważanym przez wielu za najlepszy na świecie program komputerowy do gry w szachy – okazała się lepsza; ze stu partii wygrała 25, grając białymi, i jeszcze trzy partie, gdy grała czarnymi. Pozostałe były remisowe. Obserwatorzy tej konfrontacji uważali, że AlphaZero wykonywała zupełnie nieracjonalne posunięcia, na przykład poświęcając gońca i hetmana, by zyskać przewagę pozycyjną. I choć takie sytuacje w prawdziwej grze widywane są bardzo rzadko, sztuczna inteligencja dzięki nim wygrywała.
– Jej dynamiczny rozwój udowodnił, że jako ludzie nie mamy szans w starciu z maszynami – mówi Jan-Krzysztof Duda.
Tymczasem zespół Microsoftu i naukowcy z Cornell University oraz University of Toronto stworzyli Maię. Nadrzędną funkcją tego oprogramowania miało być wierne symulowanie stylu gry charakterystycznego dla ludzkich przeciwników, a nie wykorzystanie nabytej wiedzy do wygrywania za wszelką cenę. Maia zadebiutowała w grudniu 2020 roku na witrynie szachowej lichess.org. W ciągu siedmiu dni rozegrała ponad 40 tysięcy partii i w większości przypadków prawidłowo dopasowała swój styl gry do umiejętności graczy. Bo Maia potrafi nie tylko nauczyć się nowych sztuczek, aby pokonać bardziej zaawansowanych przeciwników, jest także w stanie symulować najczęstsze błędy nowicjuszy. Dzięki niej umiejętności może podnosić każdy, kto zaczyna grać w szachy.
Jak arcymistrz z arcymistrzem
W teamie Dudy muszą się dogadać dwaj arcymistrzowie.
– Z czasem, a mam już 37 lat, stałem się bardziej koncyliacyjny – mówi trener Kamil Mitoń. – Rozumiem, że Janek lubi pospać, że nie jest systematyczny, nie podchodzi do treningu rutynowo; taką ma naturę. Raz pracuje więc o dziewiątej, raz o piętnastej. Jestem zdania, że zmuszanie go do myślenia, gdy potrzebuje odpoczynku, nie przynosi spodziewanych efektów, a dla mnie ważne jest, by codzienny, kilkugodzinny trening szachowy był dobrze wykorzystany.
Dla urozmaicenia pracy grywamy więc w szachy „na ślepo”, czyli bez szachownicy; choćby podczas rowerowej przejażdżki. To zresztą dla szachistów tej klasy żaden problem. Pomaga notacja, czyli opisanie każdego pola za pomocą współrzędnych. Kolumny (pionowe linie) są oznaczone małymi literami od a do h, począwszy od lewej (dla białych) strony szachownicy. Rzędy szachownicy (linie poziome) są ponumerowane od 1 do 8, począwszy od pierwszej linii białych. Początkowo białe bierki zajmują więc linie 1 i 2, czarne – 7 i 8.
– Jestem dzisiaj zawodnikiem niżej notowanym od Janka, jednak wciąż wymagającym i doświadczonym. Gdybym grał białymi, byłoby mu trudno ze mną wygrać, bo musiałby w którymś momencie partii podjąć ryzyko. Zablefować. A ja bym to wykorzystał. Granie białymi daje przewagę – prawo rozpoczęcia gry, a to determinuje kierunek, w którym będzie się układać. Białe są jak serwis w tenisie lub atut własnego boiska w piłce nożnej – mówi Mitoń, jeden z najlepszych trenerów szachowych w Polsce.
– Mimo różnic szanujemy się i rozumiemy, a kompromisy to podstawa współpracy i odnoszenia sukcesów, pozwalają zarabiać i zajmować się szachami zawodowo – dodaje.
Wyczynowy sport wymaga wszak nakładów. I nie ma znaczenia, czy jest to tenis czy szachy. Trzeba mieć na bilety lotnicze, hotele, najnowocześniejsze komputery, na zatrudnienie sztabu trenerskiego, na bazy danych, ubrania. a zarabiają tylko najlepsi. Janek już się do nich zalicza. Za Puchar Świata otrzymał 110 tysięcy dolarów. Dzięki wygranej zakwalifikował się do przyszłorocznego turnieju pretendentów. Jest ich ośmiu. Najlepszy za gra z Magnusem Carlsenem o tytuł mistrza świata– Janek gra odważnie, nieszablonowo, jest waleczny. Tam, gdzie wielu zawodników za kończyłoby partię remisem, on szuka sposobu wygrania jej i to są jego atuty. Ale nie będzie łatwo – mówi Mitoń. – Trzeba doskonale rozpracować przeciwników. Poziom wśród szachistów się wyrównuje. Każdy ma dostęp do informacji.
Topowi gracze – Duda plasuje się na 15. miejscu w światowym rankingu – ścigają się na komputerowe bazy, na szybki sprzęt. Janek współpracuje z firmą komputerową Lenovo, która produkuje urządzenia o dużej mocy obliczeniowej. Ta współpraca to wielka pomoc, bo dziś nie zabiera się ze sobą na turniej kilku szachownic, notatek, książek i zegara. Bierze się laptopa. Arcymistrz podczas dnia turnieju może spalić blisko sześć tysięcy kalorii, czyli więcej niż przeciętny maratończyk w trakcie biegu. Są w nim historie gry przeciwników, ich najciekawsze partie, można sprawdzać kolejny i kolejny raz, jakie otwarcia stosują. A, że konkurencja jest coraz większa, problemem staje się również doping, czyli przede wszystkim nielegalny dostęp do oprogramowania w trakcie partii lub turnieju. Dziś można je sobie wgrać w lepszy zegarek albo do komórki i korzystać z podpowiedzi maszyny. – Dlatego na ważniejszych turniejach, na przykład olimpiadzie szachowej, przechodzi my przez bramki jak na lotniskach. Nie wolno mieć przy sobie nawet długopisu – mówi Kamil Mitoń. Michaił Tal, ósmy mistrza świata w szachach, mawiał: „musisz zabrać swojego przeciwnika głęboko do ciemnego lasu, gdzie 2 + 2 = 5, a ścieżka prowadząca na zewnątrz jest wystarczająco szeroka tylko dla jedne go z was”. Może to jest sposób na Carlsena? – o pokonaniu rywala decydują dziś niuanse – mówi Mitoń. – Dlatego o tym, jak się przygotowujemy, jakie stosujemy metody, nie mówimy za dużo.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Kraków” 12/2021.
Ilustracje: wikipedia, domena publiczna
