PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Subiektywnie

Lekcja przed kliknięciem

Anna Niedźwiecka
Subiektywnie Anna Niedźwiecka

Przychodzi facet do adwokata i mówi, że nikogo nie obraził, tylko „napisał, co myśli”, a to przecież nie jest zabronione…

Siedzę w kancelarii z filiżanką kawy w dłoni, patrząc przez okno, jak Kraków budzi się do życia. Z tej nostalgii wybudza mnie dzwonek do drzwi. Otwieram i widzę zdenerwowanego mężczyznę, który zdecydowanie przekracza próg i mówi: „Dzień dobry, pani mecenas, chciałbym się dowiedzieć, jakie są granice wolności słowa?”.
Choć myślami byłam jeszcze zanurzona w przestrzeni miejskiej, którą podziwiałam przez okno biura, poczułam się jak wywołana do odpowiedzi na wykładzie u profesora Zolla. Tym bardziej że klient wyglądał, jakby był gotów stanąć w obronie konstytucji, demokracji i wolności słowa – w tej właśnie kolejności.
To również działało motywująco. Zapytałam więc, co się stało, a on odparł:

– Mam sprawę życia. Znaczy się, sprawę karną. Zostałem niesłusznie oskarżony!

– Proszę opowiedzieć coś więcej – poprosiłam.

– Dostałem prywatny akt oskarżenia. Sprawa o zniesławienie. A ja tylko napisałem na profilu
kolegi z liceum w mediach społecznościowych, że jest oszustem i powinien smażyć się w piekle.

– I pan uważa, że to nie jest obraźliwe?

– Ale ja tylko napisałem, co myślę! Mamy przecież wolność słowa! Konstytucję, pani mecenas, konstytucję!

– Jeśli mogę zapytać, dlaczego twierdzi pan, że pana kolega to oszust?

– To oszust matrymonialny pani mecenas, ciągle zdradza żonę i umawia się z innymi kobietami, wprowadzając je w błąd, że jest stanu wolnego.

– Ale pod postem napisał pan, że kolega to oszust, co ma jednak szersze znaczenie i może insynuować, że kolega to po prostu krętacz lub, na przykład, złodziej.


Wytłumaczyłam klientowi, że za pomówienie za pomocą środków masowego komunikowania, a zakładam, że otwarty profil w mediach społecznościowych jest takim środkiem, sprawca może ponieść surowszą karę niż za pomówienie niepubliczne. Dla porządku doprecyzowałam:

– Są też inne wyjątki. Na przykład, jeżeli głosiłby pan publicznie prawdziwy zarzut, ale dotyczyłby on postepowania osoby pełniącej funkcję publiczną, prawdopodobnie sąd uznałby, że nie popełnił pan przestępstwa. Czyli, przykładowo, pomawia pan o pewne naganne postępowanie posła i okazuje się, że oskarżenie jest prawdziwe. W tych wypadkach pana działanie z dużym prawdopodobieństwem nie będzie bezprawne, gdyż zarzut dotyczy postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną. Inną kwestią jest, czy poseł faktycznie poniesie odpowiedzialność karną, chroni go bowiem immunitet parlamentarny.
Jak widać, prawo jest dość skomplikowane, zawsze należy mieć na uwadze rzymską paremię ignorantia iuris nocet, im większą świadomość prawną mamy, tym trudniej się żyje – chciałam dodać.

– Ale co z tą wolnością słowa, tyle się o tymmówi, nie o taką Polskę walczyliśmy, pani mecenas, czy nie mogę swobodnie wyrażać swoich poglądów?


I znów musiałam sięgnąć pamięcią do czasów, kiedy na Alma Mater zasiadałam w auli w Collegium Novum i z wypiekami na twarzy przysłuchiwałam się wykładom z prawa konstytucyjnego. Wyjaśniłam klientowi, że swoboda wypowiedzi, tak jak inne konstytucyjne prawa wolnościowe, nie ma charakteru absolutnego i podlega ograniczeniom wynikającym zarówno z konstytucji, jak i ustaw właśnie dla
tego, by chronić inne ważne wartości i prawa. W każdej sytuacji, gdy dochodzi do konfliktu między wolnością słowa a prawem do dobrego imienia, konieczna jest analiza okoliczności, w tym charakteru wypowiedzi, intencji osoby wypowiadającej się, zasięgu rozpowszechniania informacji oraz wpływu na osobę pomówioną.

– Czyli co, wolno mi krytykować, ale bez wyzywania i pomówień?

– Tak, nie można publicznie robić z człowieka przestępcy bez dowodów.

– Czyli nie mogę napisać, że kolega to złodziej?

– Może pan. Ale wtedy powinien pan podać też numer do swojego adwokata.

– W takim razie pójdę siedzieć? – zapytał zaniepokojony.

– Mogę panu obiecać, to że zastosujemy wszystkie możliwości prawne, by ewentualnie orzeczona kara była najłagodniejsza. Pod koniec spotkania klient chyba zrozumiał, że porywcze i nieprzemyślane zachowania w sieci nie zawsze są opłacalne. Cóż, człowiek uczy się, dopóki nie kliknie „opublikuj”.

Ilustracja: Marcin Szala, Wikipedia