
Małgorzata Bielska: Sens mają dla mnie tylko te miejsca, do których wracam
Magdalena Bielska – ur. 1980, wydała tomiki wierszy: Brzydkie
zwierzęta (a5, 2006), Wakacje, widmo (a5, 2009) oraz powieść Miłość
w zimie (Świat Książki, 2013). Laureatka nagrody im. Kazimiery
Iłłakowiczówny. Absolwentka politologii UJ. Mieszka w Krakowie.
Jesteś autorką trzech tomów poetyckich oraz powieści Miłość w zimie (2013). Zastanawia mnie Twój warsztat prozatorski, jak ma się do poetyckiego, a ostatecznie – jeśli można mówić tu o swoistym doświadczaniu przyjemności – co sprawia Ci większą przyjemność: pisanie prozy czy poezji? Czy da się to porównać, zestawić?
Myślę, że u mnie to trochę się przenika: moje wiersze są właściwie mocno sprozaizowane, a moja jedyna (jak na razie) proza to nie do końca wiadomo jaki gatunek. Nazywam Miłość w zimie powieścią, ale jest to właściwie proza poetycka, a słyszałam też określenia „ballada” albo „bajka”. Więc powieść brzmi po prostu najlepiej i tego się trzymam. Myślę, że nie umiałabym napisać prawdziwej powieści – nie wiem, czy chodzi o warsztat, czy bardziej o brak cech charakteru, jakie dobry prozaik musi mieć: czyli dyscypliny, wytrwałości i olbrzymiej pracowitości. Utrzymanie jednego zdyscyplinowanego toru, którym mógłby podążać czytelnik, wydaje mi się niemożliwe – zawsze mam ochotę na jakieś nowe wątki, dygresje, przypisy, w których czytelnik już się gubi, niestety. A wiersze jakoś na to pozwalają: w jednym tomiku można zawrzeć wiele historii, obrazów, osobnych, ale jednak powiązanych ze sobą mniej lub bardziej wyraźnie i tworzących jedną całość.
Karol Francuzik w recenzji z Twojego drugiego tomu napisał: „Wiersze Magdaleny Bielskiej są próbą obrony wrażliwości przed zimnym frontem oczywistości, z którym mamy do czynienia codziennie”. To w moim przekonaniu bardzo trafne rozpoznanie. Przychodzi mi na myśl pytanie o Twoje inspiracje, te bezpośrednie (wspomnę najwyraźniejsze: miasto i jego tkanka, podróże, dom) są do rozpoznania, ale interesują mnie Twoje inspiracje literackie. Czy można mówić o nich w Twoim przypadku?
Chyba często jest tak, że autor mówi o swoich inspiracjach, ale one są kompletnie niewidoczne dla czytającego, natomiast ten sam czytelnik zauważa jakieś odniesienia, na które autor by sam nie wpadł. I pewnie wszystko, co robi na mnie literackie wrażenie, może jakoś później wpłynąć na mój własny wiersz, nawet nieświadomie. W tym momencie czytam na przykład Moją walkę Karla Ove Knausgårda – czy to się przełoży na literackie inspiracje? – byłoby super.
Jesteś uważnym, czułym i wrażliwym obserwatorem tego, co dzieje się w tkance miasta. To, co powszednie, niezauważane, niewidziane podajesz czytelnikowi w nowym świetle, to uderza i porusza. Czym jest dla Ciebie miasto, czym jest dla Ciebie Kraków?
Mieszkam w Krakowie od urodzenia, bardzo lubię to miasto, są w nim różne zachwycające piękne miejsca. Czy kocham – nie wiem, może tak – może to bardziej taka relacja jak w kojarzonym przez rodziców, ale jednak udanym małżeństwie: nie wybierałam tego miasta na miejsce zamieszkania i nie ma we mnie może jakiegoś szalonego zakochania, ale jak na razie nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej i zawsze z wielką ulgą tu wracam.
Zdarza mi się, po pobycie w innym mieście, wracać do Krakowa i przyglądać się mu czujniej, tak jak przyglądałam się innemu obcemu miastu; czy doświadczasz może czegoś podobnego? A tak naprawdę to chciałabym wiedzieć, jak pielęgnować w sobie ową czujność i uważność wobec rzeczywistości. Wydajesz się być specjalistką od tych spraw.
Tak, to mi się też zdarza, towarzyszy mi wtedy niemal euforyczne uczucie, jakbym patrzyła na doskonale znane mi miasto po raz pierwszy, poczucie nowości. Ale to niestety mija bardzo szybko. Czujność i uważność, o które pytasz, kojarzą mi się trochę z terminami buddyjskimi – kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, byłam zafascynowana tym tematem i może coś z tego we mnie zostało: uważność to dla mnie zdawanie sobie sprawy z teraźniejszości, bycie tu i teraz, a nie dryfowanie myśli nie wiadomo gdzie. Staram się też czasem popatrzeć na rzeczy, miejsca i ludzi, jakbym patrzyła na to wszystko po raz pierwszy i nic o tym nie wiedziała. I również nie popadać w nadmierne rozmyślanie o sobie. Ale to nie jest łatwe.
Nie mogę nie zapytać o podróże, czym są dla Ciebie?
Nie przepadam za podróżowaniem, a z całą pewnością nie za zwiedzaniem. Moje podróże to takie minipodróże: podróżuję do Wisły, Zakopanego, nad morze. Egzotyczne podróże w ogóle mnie nie interesują, nie chcę zwiedzać żadnych pięknych, odległych miejsc, na drugim końcu świata, do których pojadę raz, zrobię zdjęcia i już nigdy tam nie wrócę. Sens mają dla mnie tylko te miejsca, do których wracam i które obdarzam uczuciem. Sens ma dla mnie tylko uczucie powrotu – że znowu jestem w tym ukochanym miejscu, tak jakbym nigdy nie wyjeżdżała. Tylko to jest w stanie nakłonić mnie do wyjazdu. Oczywiście teoretycznie na pewno mogłabym zakochać się w jakimś dalekim miejscu, na przykład jakiejś uroczej wiosce w Nepalu, i chcieć tam wracać, ale takie podróże wymagałyby organizacji, do której nie mam głowy ani ochoty. Dużo łatwiej jednak po prostu wsiąść do autobusu i pojechać do Wisły.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Kraków” Nr 9 2015.
A najnowsze numery naszego magazynu znajdziesz TUTAJ.