PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Subiektywnie

Cmentarz w Palermo

Mieczysław Czuma
Subiektywnie Mieczysław Czuma

Na Sycylii, w Palermo, w podziemiach klasztoru kapucynów, umarli udają
żywych. I czynią to z największym uporem. Noszą słomkowe kapelusze i za
pinane na guziki rękawiczki. Siedzą wzdłuż korytarzy, stoją na drewnianych
półkach, leżą w oszklonych gablotach. Widziałem to niezwykłe widowisko.
Aktorów jest tu ponad osiem tysięcy

Trójka mężczyzn przy stoliku najwyraźniej zajęta jest rozmową, pochylili się ku sobie, wyciągają ku sobie ręce. Pewien wysoki jegomość jest jakby na spacerze. To pewnie wiatr przekrzywił mu kapelusz i odsłonił
przed światem łysą czaszkę. Jakiś starszy pan wybrał się chyba dokądś z wizytą, ma na sobie elegancki czarny garnitur. Tylko te niemiłosiernie zakurzone buty. Dlaczego służący nie wypucował mu lakierków?
Najbardziej o strój troszczą się kobiety. Leciwa dama jest wyraźnie zdegustowana. Ze sklepień korytarza odpada tynk, kawałki wapna spadają na jej jedwabną krynolinę. Inną z niewiast ogarnia głęboki wstyd,
jej koronkowa suknia znajduje się w nieładzie, jest pomięta i nie układa się jak należy.
Dumnie nosi się tylko pewna młoda piękność. W ręce trzyma palmowy liść, na głowie ma wianek z białych kwiatów. To nieomylny znak dziewictwa, które przyniosła aż tutaj.
I jeszcze dzieci. Mała dziewczynka stoi na półce w białej nocnej koszulce, na głowie ma czepek obszyty falbankami. Wyciąga przed siebie rączkę, pewnie prosi o lalkę, z którą zawsze kładzie się do łóżka. Inna,
może jej koleżanka, w tej chwili już śpi. Znowu zapomniała zdjąć z głowy czerwoną kokardę. Najmniej dbają o siebie mnisi. Ich ciała ukryte są w habitach lub zwyczajnych workach, często byle jak. Wielu postrzępiło swoje odzienia, pogubiło sandały, a nawet potraciło całe kości. Zakonników jest tu najwięcej,
od nich to się zaczęło.
Niezwykły sycylijski cmentarz ma kilka set lat, pierwszego umrzyka złożono w katakumbach w roku 1599. W Palermo, przy Piazza Cappuccini, w podziemiach kościoła znajduje się kilkadziesiąt maleńkich pokoików. W tych miniaturowych celach układano zmarłych na wypalonej glinie i zamurowywano wejście. Suche i pozbawione bakterii powietrze powodowało odwodnienie zwłok.
Umarli mogli potem naśladować żywych. Zasuszone postacie przodków były dowodem tradycji rodu, budowały prestiż rodziny bardziej niż herbarze. Zmarłych często odwiedzano, rozmawiano z nimi, spożywano przy nich posiłki. Głośna stała się historia markizy de Spataro. Jej kochanek przez lata
przynosił do podziemi świeże kwiaty i wkładał bukiet w ręce ukochanej.
Od dawien dawna żywi wysilają wyobraźnię, aby samym sobie przedstawić śmierć.
W średniowieczu w każdym z katolickich kościołów wisiał obraz, który był szczególnym przekazem. Na malowidle, w zgodnym korowodzie, postępowały obok siebie przyodziane według wymogów swego stanu postacie: panicz i pachołek, król i żołnierz, wielmoża i żebrak, dama i posługaczka. Każda z postaci ściskała w dłoni piszczel kościotrupa. Owa kostucha wszystkim tak samo łyskała w oczy ostrzem swej kosy.
Ta nieubłagana dama dla wszystkich była kiedyś jednakowa, każdego traktowała indywidualnie, po każdego przychodziła z osobna.
Niedawny XX wiek odmienił tę rzeczywistość. Kostucha porzuciła swe dawne praktyki, zatraciła swoje indywidualne oblicze, przestała przychodzić po każdego z osobna.
Odstawiła kosę, upodobała sobie spektakle masowe, przestroiła się na produkcję zbiorową. To, co się działo na frontach tej jednej i drugiej z wielkich wojen, to, co przyniosły sowieckie łagry, to, czym stał się skonstruowany przez hitleryzm Holokaust – to wszystko miało format przemysłowy, wielkogabarytowy.
Kostucha na zawsze już zburzyła swój mitologiczny obraz, jaki budowała przez wieki.
Za jej dwudziestowieczną produkcją nie nadążyłby ani egipski Ozyrys, ani grecki Charon.
Z takich ofiar nie dałoby się zrobić cmentarza jak ten w Palermo.

Ilustracja: fot. Jerzy Strzelecki, wikipedia

Tekst ukazał się w miesięczniku „Kraków i Świat” 11/2023, a najnowsze numery naszego magazynu kupisz TUTAJ.