PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Subiektywnie

Jak się nie dać?

Anna Petelenz
Subiektywnie Anna Petelenz

O tym, czy i dlaczego sztuka może nas uratować.

Są wielogodzinne nagrania ASMR, czyli uspokajających dźwięków. Możliwości jest wiele: od kruszenia mydła do dźwięków butów na śniegu. Są tutoriale, jak skonstruować idealny book nook, czyli norkę, po
koik, przestrzeń do czytania. Na Instagramie królują te w kamienicznych wykuszach, z miękkimi siedziskami, w których można wygodnie czytać i obserwować deszcz (i relacjonować to w social mediach rzecz jasna). Jest sport, runmageddony i duchowa dyscyplina. Są poradniki, jak jeść, kiedy jeść, ile minut po przebudzeniu wypić kawę i jak łączyć zielony jęczmień z płatkami górskimi, żeby ciało rosło w siłę. Dla tych zabieganych po mocą w drodze do „wellbeingu” będą modne mandale, czyli wzory geometryczne zazwyczaj w kształcie koła, z drobnymi, powtarzalnymi kształtami w środku. Do kolorowania dla dorosłych. Prawdziwa mrówcza praca! – Malowanie i kolorowanie mandali to sposób na wyciszenie, regenerację umysłu. To forma uważnej twórczości, która pomaga się skupić na chwili obecnej, powtarzalność wzorów działa kojąco. Kolory dobieramy samodzielnie, co pozwala intuicyjnie wyrażać emocje. Niektórzy mówią, że to taka kreatywna medytacja w ruchu – mówi mi Magdalena Stasiak, coachka i trenerka MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction).

Wielkie korporacje też czują trend i zbijają na nim własny kapitał. W biurach za trudniono specjalistów od dobrego humoru, to tak zwani „mood managerowie” lub „well being managerowie”, którzy są odpowiedzialni za integrację zespołów, organizację czasu i uatrakcyjnianie czasu w biurze. Inni wprowadzili „wellbeing hour”, czyli możliwość przerwania pracy w środku dnia, by zażyć spaceru, siłowni lub medytacji. W wielu nowoczesnych biurach zorganizowano pokoje relaksu, udostępniono bieżnie lub stoły do gry w piłkarzyki. Czy jednak niepokój znika? Czy tak zorganizowane formy odpoczynku przynoszą prawdziwą ulgę? Bo przecież po drugiej stronie i tak stoi kapitalizm uzbrojony w KPI, koniec ery home office’ów i nie ustający rozwój, rozwój i raz jeszcze rozwój, choć wydawałoby się, że pełnej butelki bardziej napełnić się już nie da.
W sukurs przychodzą kursy… tworzenia, bo wspólne tworzenie poprawia samopoczucie, choć ciężko wyjść podczas nich z paradygmatu utylitarności własnego działania. – Sztuka dotyka kawałka ekspresji, która jest celowa i nieproduktywna – mówi psycholożka Marta Niedźwiecka w podkaście „O zmierzchu” (od
cinek S07E05, Po co ludziom sztuka?). – Ciężko nam sobie wyobrazić, że można robić rzecz, która nie służy do zwiększania marki osobistej, wspinania się po drabinie społecznej czy dla pieniędzy. Jeżeli pójdziesz do salonu spa na cztery godziny to dbasz i inwestujesz w siebie, ale jeżeli spędzisz je w galerii sztuki, to marnujesz czas. Tak myślimy o sztuce, przez kapitalizm.

Warto wiedzieć, że ważniejsze od efektu artystycznego bywa spędzenie czasu w gronie innych osób, kontakt z hobby, możliwość przelania emocji na papier. Tu króluje krakowska inicjatywa „Iluminatornia”. Malarka Katarzyna Bruzda-Lecyk od lat przypomina, że malarstwo nie musi być funkcjonalne ani „opłacalne”. Swoje kursantki edukuje zarówno z zakresu historii sztuki, praktyki malarstwa, jak i psychoanalizy. A do tego organizuje plenery twórcze. Podobną funkcję mogą pełnić teatry amatorskie, chóry kościelne czy koła rękodzielnicze. I to zarówno w wersji swobodnej, jak i bardziej sformalizowanej.
Bo przecież sztuka i działania artystyczne są wykorzystywane w procesach terapeutycznych od niemal stu lat. Jedną z pionierek arteterapii była Margaret Naumburg. Zakładała, że większość emocji i myśli pochodzi z nieświadomości, a więc prędzej niż przez słowa zostaną one wyrażone w formie wizualnej, która jest dostępna dla każdego. Dziś praca twórcza jest nadal jednym z elementów terapii czy „przywracania” chorujących psychicznie społeczeństwu. Prof. Grażyna Borowik prowadzi w Krakowie, w ramach działalności stowarzyszenia „Psychiatria i sztuka”, art space „Stacja Badawcza. Outsider art”.
Na wystawach wiszą obok siebie zarówno prace osób chorujących, jak i zdrowych, profesjonalnych artystów. W sztuce wszyscy stają się równi.

Sztuka pozwala też odwrócić uwagę od własnego „ja”. Od osobistych doświadczeń, kłopotów i niewygód. Podczas oglądania obrazów poruszane są w mózgu obszary kory czuciowo-ruchowej, układu nagrody,
kory wzrokowej. W artykule Muzeoterapia – nowy kierunek terapii zaburzeń emocjonalnych (J. Jośko-Ochojska, R. Brus, J. Sell) czy na co patrzymy – pejzaż, portret czy martwa natura – aktywowane są odmienne struktury. Przy ocenie estetycznej dzieła (piękne czy brzydkie) także aktywowane są różne obszary. Są to przyśrodkowe i boczne obszary kory oczodołowo-czołowej oraz jądra podkorowe – gałka blada, skorupa, ciało migdałowate i robak móżdżku. Wizyty w muzeach oraz galeriach sztuki i towarzysząca temu koncentracja na zbiorach i przedmiotach sprawiają również, że obniża się poziom stresu, ciśnienie krwi, wzrasta samoocena, dochodzi też do zmian hormonalnych. Spada stężenie
kortyzolu w organizmie, a biorąc pod uwagę fakt, że jest to tak zwany hormon stresu,
który hamuje układ immunologiczny i sprawia, że obumierają neurony w mózgu, trzeba przyznać, że taki efekt jest nie do przecenie nia”. W Kanadzie można już do niektórych muzeów wejść za darmo, jedynie z zaleceniem muzeoterapii na recepcie. Świat bada i testuje sztukę jako sposób leczenia depresji,
alzheimera, zaburzeń lękowych. Poruszenie mózgu wizytą w galerii i muzeum wydaje się mieć jedynie pozytywne skutki. Pytamy w tym numerze: „Jak się nie dać?” – jak krążyć ścieżkami współczesnej codzienności, w której często już o poranku pojawia się zmęczenie. Nadmierna ilość bodźców
i nieustający dostęp do informacji – przede wszystkim negatywnych – nie ułatwia wejścia na stałe do mentalnej strefy relaksu. Nie da się też zaklinać rzeczywistości. Jeżeli brakuje zdrowia, poczucia bezpieczeństwa czy sytości życiowych podstaw, to bez względu na liczbę obejrzanych wystaw czy wypalonych medytacyjnie garnków – człowiek nie poczuje się lepiej. O dobre samopoczucie walczy się więc nie tylko na wernisażach, ale i podczas głosowania w wyborach, a wpływ na rzeczywistość zawsze jest jedynie częściowy. Bez względu jednak na to, co przed nami – nie dajmy się i wierzmy, że jednak… sztuka nas uratuje.

Ilustracja: mandala, Magdalena Stasiak