
Muzea: 2.0 i te ze skrzypiącą podłogą
Jak opowiadać o historii oraz pokazywać zabytki, by było to i zrozumiałe, i atrakcyjne dla
współczesnego odbiorcy? Czy, na przykład, używanie do tego nowoczesnych technologii –
co stało się już rodzajem mody – zawsze się sprawdza?
Jest w Krakowie ekspozycja mogąca śmiało uchodzić za symbol muzealnictwa XXI wieku na europejskim, jeśli nie światowym, poziomie. To otwarty dziesięć lat temu szlak turystyczny Śladem europejskiej tożsamości Krakowa. Wytyczony został, co już jest fenomenem, pod płytą Rynku Głównego. Obejmuje powierzchnię blisko 4000 m2. I choć ma formułę – by użyć słów jego twórców – „archeologicznego rezerwatu” i dotyczy średniowiecznego okresu dziejów miasta, to w brawurowy sposób wykorzystuje możliwości multimediów i innych najnowszych zdobyczy techniki cyfrowej.
By było jeszcze ciekawiej, źródłem tej interaktywnej wystawy były badania archeologiczne prowadzone od 2005 roku we wschodniej części Rynku, dzięki którym odkryto wiele nowych śladów długiej historii tego miejsca. To one stały się punktem wyjścia do opowieści nie tylko o samym Krakowie i jego dziejach, ale też o związkach miasta z innymi centrami polityki, handlu i kultury średniowiecznej Europy.
Już zachowane w nienaruszonym stanie profile ziemne, tak zwane świadki archeologiczne, pokazują skalę podnoszenia się powierzchni Rynku w ciągu wieków – co świadczy o stałym rozwoju miasta. Również to, że trasa Rynek Podziemny wytyczona jest pomiędzy kamiennymi i ceglanymi murami piwnic dawnych miejsc związanych z handlem – Kramów Bolesławowych i Bogatych, Wagi Wielkiej oraz Sukienni – dowodzi roli gospodarczej Krakowa. Zacne tradycje handlowe miasta potwierdzają nadto wybite przed wiekami monety oraz pochodzące ze Wschodu paciorki i medaliony. A rzemieślnicze narzędzia, ale też przybory higieniczne sprzed ponad sześciuset lat czy używane wówczas kości do gry obrazują jego pozycję cywilizacyjną. Podobnie jak oryginalne fundamenty chat z przełomu XII i XIII wieku oraz zachowane fragmenty brukowanych ciągów komunikacyjnych (pozwalają sobie nadto wyobrazić wczesne technologie budowania dróg). Przedstawieniu historii życia codziennego służą tak że rekonstrukcje XI-wiecznych pochówków oraz warsztatów złotnika i kowala (także z jeszcze przed lokacyjnych z czasów). Bo groty tatarskich strzał to już symbol losów politycznych miasta – a to chlubnych, a to właśnie tragicznych.
Na sukces – mierzony zarówno pochlebnymi ocenami speców od muzealnictwa, jak frekwencją (mierzoną naturalnie w przedpandemicznym jeszcze czasie) – Rynku Podziemnego składa się jednak, prócz klasycznych, by tak rzec, eksponatów także pomysł na opowiedzenie dziejów miasta za pomocą nowoczesnej techniki. Poczynając od prostych chwytów w rodzaju odtwarzania zwiedzającym
na zasadzie muzaka odgłosów transakcji handlowych i panującego na Rynku gwaru, by poczuli atmosferę zwykłego targowego dnia, po liczne makiety, komputerowe hologramy i prezentacje oraz projekcje filmów dokumentalnych w specjalnie za aranżowanych piwnicznych zaułkach.
Dzieje różnie pokazane
Najciekawsze, że Muzeum Krakowa, które zawiaduje trasą Rynek Podziemny, ma pod swoją pieczą jeszcze 18 innych ekspozycji – i bynajmniej nie są one stworzone wedle tego samego klucza. Ba, nie które z nich to muzea w najbardziej klasycznym sensie tego słowa.
Michał Niezabitowski, szefujący dziś tej liczącej już 120 lat instytucji, tłumaczy, że kluczowa jest odpowiedź na pytanie, czym ma być muzeum? Czy najważniejsze jest gromadzenie i ochrona cennych
zabytków przeszłości czy też prezentowanie ich publiczności?
Podkreśla, że pierwsze muzea wcale nie powstały w XVIII wieku, kiedy to wykształcił się – a potem na długo stał standardem – kolekcjonerski ich model, wedle którego najważniejsze było zbieranie istotnych dla historii czy sztuki przedmiotów i dbanie, by nie uległy zniszczeniu. U źródeł bowiem instytucji muzeum leży działalność Arystotelesa, który po pobycie na wyspie Lesbos przywiózł do Aten rozmaite ciekawe okazy głównie przyrodnicze i geologiczne, ale może historyczne i dzieła sztuki. A kiedy założył szkołę filozoficzną, to przewidział w niej także museion – dom muz, czyli miejsce do spotkań, wymiany myśli i biesiad. Ale że wedle Arystotelesa myśl winna opierać na konkrecie, więc wystawił tam przywiezione z Lesbos eksponaty i to wokół nich toczone były niektóre dyskusje. –
Tu dla mnie jako muzealnika pojawia się odpowiedź na pytanie o sens muzeum: jest ono nie po to, aby gromadzić zbiory, ale by wokół zbiorów
gromadzić publiczność. A przez to budować wspólnotę – mówi dr Niezabitowski.
W tym też duchu określa cel kierowanej przez siebie instytucji: Muzeum Krakowa ma przede wszystkim uświadamiać ludziom, że Kraków jest dobrem wspólnym, a także integrować wokół niego mieszkańców miasta i jego gości. Szczęśliwie w mieście z taką tradycją narzędzi
do tego jest wiele. Dość wyliczyć, nawet i fragmentarycznie, zakres tematyczny i czasowy oferty wszystkich dziewiętnastu oddziałów Muzeum Krakowa. I tak, jest w niej trasa Rynek Podziemny, Barbakan czy fragment murów obronnych przy Bramie Floriańskiej. To prezentacja Krakowa średniowiecznego – zarówno jako centrum politycznego czy handlowego, jak ośrodka naukowego, religijnego i kulturalnego, a w końcu militarnego. Są oczywiście czasy późniejsze i to również przedstawiane nader wszechstronnie. Bo i z perspektywy mieszczan, i lokalnych artystów (chociażby dziejów teatru krakowskiego czy bohemy młodopolskiej), a wreszcie, co oczywiste, kultury, pozycji i losów miejscowych Żydów. Jest naturalnie okres okupacji nazistowskiej – przypominany między innymi wystawami w katowni gestapo na Pomorskiej, Aptece pod Orłem i Fabryce Schindlera. Są wreszcie czasy powojenne – na przykład fenomen Nowej Huty. Co istotne, każda z tych ekspozycji ma własny klimat. Więcej, buduje go na swój sposób i innymi środkami. W Rynku Podziemnym służy temu chociażby bochen, czyli unikatowa w skali bodaj światowej bryła cennego w średniowieczu ołowiu o wadze 693 kilo
gramów – oraz rozliczne multimedia. W Kamienicy Hipolitów – zrekonstruowane wnętrza domów mieszczańskich z XVII–XIX wieku oraz przedmioty używane na co dzień przez ich mieszkańców. W Starej Synagodze – przedmioty żydowskiej sztuki obrzędowej, a więc chanukowe świeczniki i lampki oliwne, porcelanowe i srebrne talerze sederowe, torebki na macę, elementy tradycyjnego męskiego i kobiecego stroju, amulety towarzyszące narodzi
nom dziecka, nóż obrzezywacza, a także fotografie i detaliczne opisy przebiegu, symboliki i istoty obrzędów oraz obyczajów judaizmu.
W Aptece pod Orłem – między innymi wstrząsające relacje ocalałych z krakowskiego getta. A w katowni gestapo na ulicy Pomorskiej – wydrapane w ścianie przez spodziewających się najgorszego więźniów ostatnie często słowa przed śmiercią. Zaś na wystawie Podziemna Nowa Huta – wybudowane podczas zimnej wojny schrony przeciwatomowe i ich wyposażenie.
Duch miejsca i potrzeby czasu Dyrektor Niezabitowski właśnie w różnorodności narzędzi przekazu widzi siłę Muzeum Krakowa. By wyjaśnić swoją muzealniczą koncepcję, zderza z sobą dwa miejsca: Rydlówkę i Podziemny Rynek.
O tej pierwszej mówi: – W Rydlówce, maleńkiej, kameralnej, niemal czuje się oddech Wyspiańskiego. Przecież tam jest ta sama podłoga, na której on stał i te same drzwi i framugi, o które się opierał. Duch Wyspiańskiego jest tam wyrazisty, tak mocno obecny, że nie potrzeba żadnych komputerów, by wyjaśniać istotę tego miejsca. Profesor Stanisław Waltoś mawia, że to jest muzeum urokliwe, bo ono na człowieka rzuca urok. I to wokół tego uroku ludzie się integrują. Przecież Wyspiański budował wokół siebie wspólnotę, mówiąc obrazoburczo: jesteście oszustami, na wspólnocie wam nie zależy; mówicie, że Polska jest ważną sprawą, ale jakby faktycznie była dla was ważną sprawą, to bylibyście żywym narodem, a nie słomianym i martwym chochołem. Użycie zaś najnowszych technologii w ekspozycji Rynek Podziemny tłumaczy zaś tak: – Mamy tam skarby, tyle że dla laika trudne do odczytania. Chociażby profile ziemne i warstwy budowli, których znaczenie potrafi wyjaśnić tylko specjalista archeolog. Albo mocno zardzewiałe przedmioty, które już nie do końca przypominają to, czym były, bo czas na nich odcisnął swoje piętno. W takich przypadkach technologia cyfrowa, która pozwala na rekonstrukcję, wizualizację, zbliżenie i dotarcie do detalu okazuje się bezcenna. To dzięki niej każdy, nawet zupełny amator, może – jak mówią w swoim slangu fachowcy – rozczytać sobie te ślady, choć pochodzą one z tak odległej przeszłości.
Jeszcze inny klucz Muzeum Historyczne przyjęło na wystawie Kraków – czas okupacji 1939–45 w Fabryce Emalia Oskara Schindlera. Jej twórcy postanowili przedstawić realia okupacyjne, odwołując się do uczuć i emocji. Użyli multimediów oraz teatralizacji muzealnej przestrzeni, by uświadomić i przybliżyć widzom grozę wojny (bo oczywiście do końca oddać dziś jej nie sposób). W efekcie ten oddział Muzeum przedstawiany jest przez niektórych ekspertów jako kolejny do wód, że Kraków jest miastem nowoczesnych muzeów.
Filozofia muzeum
Obecna koncepcja Muzeum Krakowa oparta jest na założeniu, że nie ma być ono ani budynkiem, w którym pokazywane są choćby i najcenniejsze eksponaty, ani też miejscem służącym ich ochronie przed upływem czasu bądź zniszczeniem. Najważniejszy jest od obiorca i przekaz, który ma do niego dotrzeć. To pod tym kątem dobierane są narzędzia i formy – w tym
ewentualnie najnowsze zdobycze technologiczne. Dr Niezabitowski wyjaśnia: – Istotą najnowocześniejszego nawet muzeum nie są przecież używane w nim multimedia, lecz wciąż przekaz kierowany do publiczności. Dlatego choć szlak Rynek Podziemny zasadnie można chwalić za trafne wykorzystanie technologii do atrakcyjnego pokazania przeszłości, to najważniejsze jest, że dzięki nim ludzie dowiadują się, na czym polegała europejska tożsamość
Krakowa i mogą się z nią zidentyfikować. Podobnie Rydlówka jest opowieścią o Krakowie jako o Polsce, która jest dobrem wspólnym wyrażającym się przez Wesele Wyspiańskiego. A ekspozycja w Starej Synagodze dowodem, jaką wartością jest wielokulturowość. I świadectwem, że pomimo różnic, czasem sporych i głębokich, bo religijnych, ludzie mogli obok siebie, bo w jednym mieście, żyć. Przeszłość bowiem powinna służyć przyszłości.
– Muzealnik – wbrew częstemu poglądowi – nie może być zamkniętym w zakurzonym gabinecie kustoszem w zarękawkach, który ma na dodatek komfort niezajmowania się życiem współczesnym, bo interesuje go tylko odróżnianie puncy od draśnięcia na kuflu srebrnym oraz akwaforty od akwatinty – przekonuje obrazowo dyr. Niezabitowski. I cytuje Juvala Noaha Harariego, profesora Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, który zauważył, że uwikłanie w historię utrudnia nam funkcjonowanie w teraźniejszości i otwieranie się na przyszłość. Dlatego zadaniem historyków jest uwalnianie człowieka od przeszłości po to, by potrafił on żyć w teraźniejszości. Sposobem na to mogą być muzea tłumaczące dawne wartości na czas współczesny, będące miejscem dialogu i interpretowania przeszłości na użytek teraźniejszości. A przez to budujące wspólnotę.
Ilustracja: ze zbiorów i dzięki uprzejmości Muzeum Krakowa
Tekst ukazał się w miesięczniku „Kraków” Nr 01 (194) Styczeń 2021.
A najnowsze numery znajdziecie TUTAJ.