PARTNER PROJEKTU:

thumbnail Subiektywnie

Smuta w radosnym 4 czerwca

Witold Bereś
Subiektywnie Witold Bereś

Tamta niedziela, 4 czerwca 1989 roku była słoneczna, ale chmury burzowe nie wisiały nad Polską.
Niedziela 1 czerwca 2025 roku była słoneczna, ale duchota wbijała w fotel.

Tamta niedziela, 4 czerwca 1989 roku była słoneczna, ale chmury burzowe nie wisiały nad Polską. Niedziela 1 czerwca 2025 roku była słoneczna, ale duchota wbijała w fotel. I po niej przyszedł ponurawy, deszczowo-burzowy poniedziałek. Ale po nim przyszedł jako taki wtorek. I niezła środa. I kolejne dni. Raz fatalne, a czasami radosne. I tak będzie do końca naszych dni, choć pewnie parę razy jeszcze smuteczek (a może i wkurw?) przyjdzie.

Co się stało?

Nie chcę powiedzieć, że nic się nie stało. Nie cierpię czarowania rzeczywistości pseudo-pocieszaniem „będzie dobrze”. Nie wystarcza mi zalecenie „róbmy swoje”. I nie powiem: „A nie mówiłem?”

Więc: stało się, bo Polska osuwa się w brunatność (dziesięć lat temu jeden ze skrajnych typów zdobył 123 tysiące głosów, dziś – dziesięć razy więcej; to dedykuję tym, którzy mówią, że demokracja ma się dobrze i nie chcą pamiętać, że demokracja to nie saldo głosów, tylko obrona mniejszości).

Więc: nie będzie dobrze, bo klincz w sprawowaniu władzy tak różnych obozów (a żaden z nich nie ma miękkiego lidera), oznacza rozkład państwa i osłabienie wobec złego sąsiada ze wschodu.

Więc: „róbmy swoje” też niewiele pomoże, bo Młynarski wymyślił to, gdy większość była gnębiona przez mniejszość i można było liczyć na to, że wewnętrzna inercja ten system rozpieprzy. A tu połowa obywateli po prostu woli (mają prawo) rządy religii i porządek centralistyczno-wschodni zamiast tolerancji i liberalnej Europy.

Więc: przekonanie o własnej racji też jest nie na miejscu. Dziś na podstawie fusów każdy ekspert wymądrza się, co należało zrobić. Że bardziej w lewo. Że w prawo. Że więcej wściekłości. Że więcej spolegliwości. Że trzeba było w Końskich udowodnić, że przeciwnicy są zerami, a w kanale Zero zrobić ich w konia.

Ja nie wiem.

Tu wypowiem kilka słów niepopularnych wśród moich przyjaciół

Dlaczego?

Polski ciemnej (w sensie barwy), Polski narodowej jest po prostu więcej. Za nią stoi tradycja (pierwszy raz zauważono to, gdy polscy buntownicy w bitwie pod Mątwami w 1666 roku wymordowali polskie wojska królewskie, potem, gdy zabijali Narutowicza i potem, gdy zabijali w Jedwabnem). I wiara. I sprawny przywódca. Bo być może p. Kaczyński jest człowiekiem do gruntu złym (zakładam to, choć to tylko opinia), ale na pewno skutecznym: właśnie wprowadził na fotel prezydencki czwartego polityka (Wałęsa, Kaczyński, Duda, Nawrocki). Niech nikt się nie dziwi, że połowa Polski w niego wierzy jak w święty obrazek. Że budzi demony? Żeby to zrobić – one muszą tkwić w nas. I pewnie tkwią. Można tylko przypuszczać, że gdyby nie jego obsesyjne idiosynkrazje, przeorałby Polskę głębiej i szybciej niż to robi.

Odrzucam twierdzenie, że Polacy oszaleli. Owszem, są w obu obozach idioci w sensie ścisłym – ci, którzy dają się nabierać na teorie spiskowe lub po prostu toną w miazmatach nienaukowych zmyśleń (np. odrzucają szczepionki). Więc nie oszaleli, ale proszę nie przesadzać z tolerancją: nie, nie będę dyskutował, czy ziemia jest płaska.

Jednak wybór drogi czy wiary, to kwestia smaku. W szczegółowych debatach podjąłbym się udowodnienia, że pewne decyzje są szkodliwe dla światopoglądu za tym stojącego. Lecz nie wolno się na ten światopogląd obrażać, tylko trzeba przebijać się z polemiką.

Problem leży gdzie indziej. Jak to pisał Barańczak w Sztucznym oddychaniu w zupełnie innych czasach: „Ponad tą ziemią I ponad tym krajem / W ulicach tego miasta W tym pokoju / w którym o świcie budzi się ten człowiek / Wszędzie powietrze, którym się dusimy/ Powietrze którym oddychamy wszyscy”.

Tak, dziś nadal oddychamy jednym powietrzem, niby niczym się nie różnimy, a dusimy się wzajemnie w oparach nienawiści. I żeby to tylko politycy. Oni, owszem, nakręcają Zło, ale my w to chętnie wchodzimy. Nadzwyczaj łatwo. Nie będę moralizował: święty nie jestem i jakże często nienawidzę.

Ale nie jestem z tego dumny. I powiem rzecz gorszą: z tego trudno się wyzwolić, każdemu i wszędzie. (Tu jednak polecam ostatni numer „Krakowa i Świata” opowiadający o tym jak się nie dać obłędowi polityki, presji czasów i knowaniom Złych Ludzi ze Wschodu ).

Co robić?

Oczywiście: nie lubię przegrywać. Ale jeszcze bardziej nie lubię wygrywać wbrew sobie. Byli tacy, którzy mówili, że mają dosyć wyboru mniejszego zła. Owszem, znam taki wybór – często, jak to w życiu, mi się zdarzał. Teraz jednak nie miałem takiego kłopotu – wybierałem znakomitego polityka i przyzwoitego człowieka, Rafała Trzaskowskiego. Czy miał szanse na zwycięstwo? Niewielkie. Pisałem o tym. Że czasami lepiej z mądrym stracić niż z głupim znaleźć? Tak nie będę mówił, bo nie chcę obrażać połowy Polski. Ale nie widzę powodu, aby się wstydzić tych różnic, które nas dzielą. Tak. Dla mnie ważna jest kultura, oczytanie i wiedza. Tak, osoba elegancka w szerokim znaczeniu tego słowa budzi moje większe zaufanie niż wytatuowany kibol walczący w ustawce. Nie znam francuskiego, ale zazdroszczę tym, którzy się nim posługują powyżej słówka „bonżur”. I – wybaczcie mi tę nutkę egzaltacji – zawsze wolałem Humphreya Bogarta w „Casablance” niż Gary Coopera w „Samo południe”.

Dlatego zamiast „róbmy swoje” chciałbym głośno namawiać do „bądźmy sobą”. Wierzę, że nasza codzienność, nasi bliscy, nawet banalna codzienna rutyna, lepsze są od ślepego zaangażowania w najsłuszniejsze idee. I chciałbym przypomnieć inny cytat z Młynarskiego, nie ten o robieniu swego, który wszyscy zwykle pamiętają:

„Jeszcze na szczęście prócz polityki / Jest kilka innych spraw

(…) Jest jeszcze śledź w śmietanie / Metafizyczne danie

I jabłoń w twym ogródku / Sadzona w chwili smutku

Są spacery nad rzeką / Wiosenny chór słowików

A jabłoń w twym ogrodzie / przetrzyma polityków”.

Ja się cieszę, że stanąłem po stronie faceta, który może i musiał przegrać, ale, choć naiwnie, opowiadał o moim świecie, wierząc, że Polskę da się skleić.

Więc dalej z moimi przyjaciółmi będę szedł naszą drogą. I chcę pamiętać kilka ważnych cudzych zdań.

Jak to, gdy tłumaczył Marek Edelman: „Co robić, gdy w życiu jest ciężko? Iść dalej. I nie chodzi o to, aby iść do celu, chodzi o to, aby iść po słonecznej stronie”.

Gdy Bartoszewski podpowiadał: „Warto być przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca”.

I jak ks. Tischner przypominał: „Nie prowdy sukoj, ino kolegów”.

Kiedy Jerzy Pilch zauważał: „Plugawy gest nie staje się mniej plugawy przez to, że ma silne poparcie społeczne”.

I jak Wajda pointował: „Mniej gadać, więcej robić”.

*

Owszem: nie wygraliśmy, ale nie zbłądziliśmy. Wybory się kończą, wartości zostają. Od polityki będę się jednak trzymał z dala.